Szef został szefem

Fot. Trafnie.eu

Angielska federacja piłkarska, The Football Association, w poniedziałek oficjalnie potwierdziła to, o czym wszyscy mówili od kilku tygodni.

Na konferencji prasowej Sam Allardyce po raz pierwszy pojawił się jako nowo namaszczony trener reprezentacji Anglii. Jego nominację trudno nazwać niespodzianką. Gdy Roy Hodgson zrezygnował z prowadzenia kadry po porażce na EURO 2016 z Islandią, właściwie jedynym konkurentem do objęcia prestiżowej funkcji był Steve Bruce. Pojawiały się też inne nazwiska (na przykład Jürgen Klinsmann), ale być może bardziej w kategorii życzeń, niż rzeczywistych kandydatów.

„To będzie największe wyzwanie w mojej długiej karierze i mam nadzieję, że odniosę podobne sukcesy jak wcześniej” - stwierdził na wspomnianej konferencji Allardyce.

Dla ścisłości warto więc odnotować, że dotychczas nie zdobył jeszcze nic. Jego największym sukcesem był sześciokrotny wybór na menedżera miesiąca w angielskiej ekstraklasie, co nie przeszkadza oczywiście w manifestowaniu dobrego samopoczucia. Z tego „Big Sam” słynął zawsze. „Big” znaczy „duży, wielki, potężny” (z racji potężnej postury).

Gdy w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku był obrońcą Bolton Wanderers magazyn „Shoot” zapytał go kim chciałby zostać, gdyby nie mógł grać w piłkę. Allardyce odpowiedział – szefem! No to właśnie został najważniejszym piłkarskim szefem w Anglii.

Głośno domagał się tego od dziesięciu lat. Już choćby ten fakt wskazuje, że na pewno nie jest chodzącym przykładem skromności. Raczej wzorem buty i bezgranicznej pewności siebie. Nie mógł ścierpieć, że w 2006 roku angielską kadrę dostał Steve McClaren, a nie on.

Wybujałe ego zostało zranione również tym, że nikt nie miał ochoty dać mu pracy w jednym z najsłynniejszych angielskich klubów. Ironicznie stwierdził wtedy, że gdyby nazywał się Allardici, pewnie bez problemu otrzymałby posadę. To była złośliwa uwaga dotycząca zagranicznych trenerów, których zdaniem jej autora w Anglii traktowano lepiej niż rodzimych.

„Nie jestem stworzony do pracy w Boltonie czy Blackburn, tylko w Interze Mediolan albo Realu. Nie byłoby dla mnie problemem prowadzić te drużyny. Zdobywałbym dublet czy mistrzostwo za każdym razem” - oto tylko próbka jego możliwości.

W 2002 roku, jeszcze na początku kariery menedżerskiej, gdy prowadził Bolton, w chwili szczerości wyznał:

„Kocham piłkę i wszelkie przygotowania do meczów, ale nienawidzę dni meczowych! Budzę się z gulą w brzuchu, która nie znika aż do kocowego gwizdka”.

Jako selekcjoner angielskiej kadry będzie miał znacznie mniej dni meczowych niż w lidze. Za to znacznie dłuższe przygotowania do kolejnych spotkań. Czy wreszcie wymarzony układ, na który czekał tyle lat?

Nie wiem, czy pod wodzą Allardyce'a reprezentacja Anglii będzie grała lepiej. Wiem natomiast, że na nudę nikt nie będzie narzekał. Nie jestem jednak w stanie ocenić, czy głównie z powodu boiskowych akcji jego pupili, czy też kwiecistych wypowiedzi selekcjonera.

Angielskie media to potęga. Jeśli drużyna nie będzie wygrywała, jej szef szybko zostanie zmuszony do walki z peletonem niechętnych sobie krytyków. Wtedy nawet najbardziej cięte riposty mogą nie wystarczyć.

▬ ▬ ● ▬