Szukanie winnych

Kolejny raz okazało się, że przegrani są medialnie znacznie ciekawsi od zwycięzców. Potwierdzają to komentarze po jednym z meczów Ekstraklasy.

Chodzi o porażkę Legii z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza 1:2. Było to pierwsze zwycięstwo gości w Warszawie. Jednak historyczny wyczyn z punktu widzenia klubu z małej miejscowości nikogo praktycznie nie obchodzi, skoro w mediach potraktowano go wręcz marginalnie. Odwrotnie niż tych, którzy ponieśli porażkę u siebie, nazywaną „kolejną kompromitacją”. Ile razy jeszcze trzeba przypominać, że jeśli kompromitacja goni kompromitację, nie jest już żadną kompromitacją, ale normą?

Bo tak to mniej więcej wygląda ostatnio w przypadku Legii. Dlatego na wyścigi wszyscy w nią, bo wiadomo, że raczej nikt nie odda. Choćby dlatego, że trudno znaleźć twarde argumenty na obronę. Z tych wszystkich powodów po niedzielny meczu na dziesięć tekstów o Legii przypada mniej więcej jeden o klubie z długą i skomplikowaną nazwą z Niecieczy.

W tych tekstach więcej jest pytań niż odpowiedzi. A najważniejsze, które się w nich przewija, brzmi – co się dzieje (z Legią) w Legii? Związane jest z nim powszechne szukanie winnych. Drużyna, która miała z urzędu walczyć o odzyskanie mistrzostwa Polski, znajduje się cztery punkty nad strefą spadkową. I jeden mecz zaległy w zanadrzu nie może tego obrazu zmienić.

Winnym ostatniej porażki ma być obrońca Legii Steve Kapuadi, który w doliczonym czasie gry niecelnie podał piłkę na połowie rywali. Konsekwencją tego zagrania był kontratak, który zakończył się zdobyciem zwycięskiej bramki przez piłkarzy z Niecieczy. Ale jak czytam, że jedynym, który w tej sytuacji „wracał sprintem”, był Rafał Augustyniak, zaczynam się zastanawiać – czy oglądałem inny mecz, czy nie znam definicji słowa „sprint”? Jeśli to był sprint, niech każdy sobie obejrzy akcję na filmiku w internecie, to ja jestem rekordzistą świata w biegu na sto metrów!

Wystarczyło, żeby Augustyniak biegł w tym samym tempie, co poruszający się z piłką Andrzej Trubeha, który miał za chwilę strzelić bramkę, a prawdopodobieństwo jej zdobycia znacznie by zmalało. Tym bardziej, że wspomniany Trubeha naprawdę nie poruszał się z prędkością ponaddźwiękową. Tak na marginesie – mowa o pomocniku Legii, którego jeszcze kilka dni wcześniej wielu wpychało do kadry Jana Urbana na listopadowe mecze reprezentacji...

A może winnych należy szukać poza boiskiem? Atmosfera… (za: przegladsportowy.onet.pl):

„...zaczyna przypominać tę z jesieni 2021 r., gdy Legia broniła się przed spadkiem, a pod koniec rundy kibole wtargnęli do autokaru z piłkarzami i uderzyli Mehira Emreliego i Luquinhasa.

Na razie kibice są jeszcze cierpliwi wobec władz klubu, zwłaszcza prezesa i właściciela Dariusza Mioduskiego i dyrektora sportowego Michała Żewłakowa, ale bardzo możliwe, że to się skończy i ten pierwszy znów usłyszy, delikatnie rzecz ujmując, niemiłe słowa o tym, że powinien odejść”.

Tego pierwszego tak ocenił były piłkarz Legii Cezary Kucharski (za: sport.tvp.pl):

„Właściciel powinien podejmować racjonalne decyzje z chłodną głową, nie pod żadną presją. Mam wrażenie, że to "Żyleta" rządzi Legią, a nie Dariusz Mioduski. Legia kieruje się tym, co mówią kibice i pisze się w mediach”.

▬ ▬ ● ▬