Tak bardzo się boję...

Pierwszego listopada wspominamy tych, którzy odeszli. Śmierć dwóch piłkarzy w ciągu ostatniego roku stanowi niestety świadectwo naszych czasów.

W styczniu zginął Emiliano Sala, argentyński napastnik, który leciał do Wielkiej Brytanii po transferze z francuskiego FC Nantes do walijskiego Cardiff City. Nie doleciał do nowego klubu, kończąc życie w wodach kanału La Manche w okolicy wyspy Guernsey po awarii awionetki.

Jego ciało znaleziono dopiero po kilkunastu dniach. Na poszukiwania w wodach kanału zebrano pokaźną kwotę trzystu tysięcy euro, a do zbiórki dorzuciły się piłkarskie gwiazdy: Adrien Rabiot, Dimitri Payet czyi Kylian Mbappe.

Argentyńczyk informował z pokładu samolotu, którym leciał, o jego stanie, wysyłając wiadomości do najbliższych. Jak się okazało ostatnie w swym zaledwie 28-letnim życiu (za: onet.pl):

„Krótko przed zaginięciem, za pośrednictwem WhatsAppa Sala kontaktował się ze znajomymi i rodziną. Zawodnik informował ich o kiepskim stanie maszyny. - Jestem w samolocie i wygląda tak, jakby zaraz miał się rozpaść na kawałki. Jeśli w ciągu półtorej godziny nie dostaniecie ode mnie sygnału... Nie wiem, czy oni wyślą kogoś, żeby mnie znaleźć... Tato, tak bardzo się boję... - pisał przerażony Argentyńczyk”.

Dlaczego wsadzono go do takiego wraka? Oto wyjaśnienie (za: sport.pl):

„18 stycznia, czyli w dniu, w którym transfer Emiliano Sali z FC Nantes do Cardiff był już potwierdzony, argentyński piłkarz chciał na chwilę wrócić do Francji, by zabrać swoje rzeczy, pozałatwiać sprawy formalne i pożegnać się z kolegami ze starej drużyny. Nowy pracodawca zaproponował mu połączenie komercyjne z przesiadką, ale ze względu na czas jakie ono zabierało, sportowiec wolał skorzystać z darmowej opcji, którą zaproponował mu agent Willie McKay, stojący za przenosinami na Wyspy.

- Jak robisz transfer za 17 mln, to nie proponujesz zawodnikowi lotu EasyJetem – tłumaczył menedżer w rozmowie w „L'Equipe”. Piłkarz zgodził się na jego rozwiązanie”.

Ale ojciec agenta, Willie, przerzucił odpowiedzialność na nowy klub Sali (za: wp.pl):

„Cardiff nie zrobiło nic. Kupili piłkarza za 17 mln euro, następnie zostawili go w hotelu samego, aby sam sobie poszukał samolot. Działali w haniebny sposób”.

Czyli z jednej strony szpan związany z obracaniem milionami, więc „nie wypada”, „trzeba się pokazać”, a z drugiej skąpstwo, czyli wybranie najtańszej opcji, nawet za cenę ludzkiego życia, i do tego przerzucanie się odpowiedzialnością. Oto współczesny futbol od lat balansujący pomiędzy skrajnościami. W opisanym przypadku zapłacił za to najwyższą cenę Emiliano Sala.

I druga tragiczna historia. W czerwcu w wypadku samochodowym zginął hiszpański piłkarz José Antonio Reyes, który zdobył wiele pucharów i tytułów z Sevillą, Arsenalem Londyn, Realem czy Atlético Madryt. Prowadzony przez niego samochód wypadł z autostrady przy prędkości 237 kilometrów na godzinę. W wypadku w okolicach Utrery, rodzinnej miejscowości 35-letniego zawodnika, zginął też jego kuzyn.

(Za)Szybkie samochody są jedną z ulubionych zabawek wielu dużych chłopców, którzy mogą sobie na nie pozwolić dzięki kopaniu piłki na określonym poziomie. Czasami z tak tragicznym skutkiem, jak w przypadku Reyesa.

Santiago Cañizares, były bramkarz Realu Madryt i Valencii, choć stwierdził, że żałuje jego śmierci i modli się za niego, nie miał litości, pisząc na Twitterze (za: przegladsportowy.pl):

„Jose Antonio zasługiwał na wielki szacunek ze względu na to, co wniósł do świata piłki, jednak prowadzenie auta z taką prędkością to idiotyczne zachowanie. W tym wypadku nie zginął tylko on. Reyes nie zasługuje na pożegnanie godne bohatera”.

▬ ▬ ● ▬