Taki żart, raczej słaby

Fot. Trafnie.eu

W poniedziałek dwie wypowiedzi wydały mi się wyjątkowo intrygujące. Jedna ze względu na treść, druga na sposób w jaki została odebrana w mediach.

Zacznę od drugiej, której autorem jest zawodnik pojawiający się codziennie nawet tam, gdzie trudno się go spodziewać. Mowa oczywiście o Robercie Lewandowskim. Już strach otworzyć lodówkę, bo może z niej wyskoczyć.

W poniedziałek zaskoczył (pewnie nie tylko) mnie pojawieniem się w zupełnie nowej roli, gdy odbierał odznaczenie od prezydenta. Komentarzy na ten temat mnóstwo, ale mojego nie będzie. Staram się, na razie jeszcze się udaje, trzymać jak najdalej od polityki, co uważam za zdrowy odruch, i nie mam najmniejszego zamiaru z tego rezygnować.

Po relacji z odebrania odznaczenia była relacja z konferencji prasowej z udziałem Lewandowskiego. Tym akurat mógł zaskoczyć tylko słabo zorientowanych, bo stało się tradycją, że pojawia się zawsze na pierwszej, gdy zaczyna się zgrupowanie reprezentacji. Pojawił się i tym razem, choć w porównaniu z poprzednimi konferencjami zauważyłem subtelną różnicę. Lewandowski odpowiadał na pytania, co było naturalne. Jednak sposób przedstawiania jego opinii w mediach coraz bardziej zmierza w niebezpieczną stronę.

Mam nadzieję, że przesadzam, że jestem przewrażliwiony, ale odnoszę wrażenie, że coraz bardziej jego słowa są wręcz spijane z ust, jakby mówił coś niesamowitego, choć stara się tylko logicznie odpowiadać na pytania. Choćby o przewidywanej zmianie sposobu gry (za: laczynaspilka.pl)

„Teoria będzie miała znaczenie, ale praktyka jest ważniejsza. Dlatego my, jako piłkarze nie możemy oczekiwać za dużo, ale musimy skoncentrować się na tym, co potrafimy grać, by wyciągnąć z tego okresu jak najwięcej. A trener może nam w tym pomóc. Każdy z nas wie jak się gra w jakim systemie, jak się poruszać… Od trenera dostaniemy wytłumaczenie, kilka wskazówek, a reszta zależy od nas”.

Powiedział prawdę, która nie jest niczym niezwykłym. Samą taktyką, w teorii nawet genialną, meczu się nie wygra. Mecz wygrywają zawodnicy i od nich zależy najwięcej na boisku. Ale z oczywistej oczywistości zrobiono nie wiem jaki rodzaj przesłania, że piłkarze wreszcie biorą na siebie odpowiedzialność, że tego oczekiwał prezes Boniek... Litości! Chyba ktoś próbuje, cytując Lewandowskiego, wymyślić koło na nowo.

Nie mniej intrygująco podziała na mnie w poniedziałek wypowiedź jego szefa w Bayernie Monachium, Karla-Heinza Rummenigge. Ten związek w omawianym kontekście jest zupełnie przypadkowy, bo dotyczy zupełnie innego tematu. Otóż pan Rummenigge postanowił wskazać kto powinien zostać następcą Joachima Löwa na stanowisku selekcjonera reprezentacji Niemiec, bo ten niedawno zapowiedział oficjalne z nią rozstanie. I wskazał Lothara Matthäusa.

Obśmiałem go niedawno, Matthäusa, nie Rummenigge, myśląc że poza narcystycznie usposobionym byłym trenerem, który od dziesięciu lat (na szczęście!) nie para się tym zawodem, nikt inny nie potraktuje poważnie jego deklaracji, że jest gotów podjąć wyzwanie we wspomnianej roli. Niestety Rummenigge potraktował poważnie, więc muszę obśmiać też jego. Żeby krótko zamknąć temat, odpowiem mu przykładem – to tak, jakby ktoś na poważnie zaproponował Jana Tomaszewskiego na selekcjonera polskiej reprezentacji. No, taki żart, chyba raczej słaby...

▬ ▬ ● ▬