Taki zawód

Fot. Trafnie.eu

Po ostatniej kolejce ligowej dwóch trenerów Ekstraklasy straciło pracę, co nie jest niczym nadzwyczajnym. Choć przypadki są naprawdę ciekawe.

Jeden z nich nie jest może aż tak ciekawy ze względu na dokonaną dymisję, co angaż na miejsce zwolnionego trenera. Górnika Zabrze nie poprowadzi już Bartosch Gaul, co niespodzianką nie jest. Niespodzianką było najwyżej, że poprowadził go w ostatnim meczu. W ubiegłym tygodniu klub opublikował dziwny komunikat wychodząc naprzeciw plotkom o jego zwolnieniu:

„Trener Bartosch Gaul przygotowuje drużynę do piątkowego meczu. Mecz z Wisłą Płock jest dla Górnika bardzo ważny, a praca trenera Bartoscha Gaula zweryfikowana będzie po piątkowym spotkaniu”.

Miał wygrać i to w dobrym stylu. Styl się chyba nie spodobał, choć można go uznać wręcz za porywający. Dziesięć strzałów na bramkę w pierwszym kwadransie! Potem niestety dwa straconego gole jeszcze w pierwszej połowie, odrobione w drugiej i to z nawiązką, bo Górnik wygrał 3:2! Daj Boże więcej takich meczów do oglądania, choć pewnie z punktu widzenia szefostwa zabrzańskiego klubu wyglądało to nieco inaczej. Nawet zdecydowanie inaczej, skoro Gaul, mimo zwycięstwa, już w Górniku nie pracuje.

A zastąpił go ten, którego wcześniej zastąpił Gaul! Przed obecnym sezonem z Górnika został pogoniony Jan Urban. Decyzja na pewno zaskakująca, bo drużyna pod jego wodzą finiszowała na ósmym miejscu. Była jednak zmiana, bo miało być lepiej. W tle pojawiały się spekulacje o nieporozumieniach z największą gwiazdą Lukasem Podolskim, ale nikt się tym szczególnie nie przejmował. Decyzja zapadła, spekulacji do końca nie wyjaśniano, więc Urbana w Górniku nie było. Teraz wraca, mając ciągle ważną umowę (!), by obronić go przed spadkiem. Ósme miejsce z poprzedniego sezonu pewnie wszyscy w Zabrzu wzięliby z pocałowaniem ręki. Taki to los bywa przewrotny.

Nowy – stary trener staje przed sporym wyzwaniem, bo Górnik to „jego klub”. Nie tylko pracował w nim wcześniej jako trener, ale jeszcze wcześniej, w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, święcił sukcesy jako piłkarz, kiedy drużyna z Zabrza rządziła polską piłką. Z jednej strony ma satysfakcję, że ten klub przyznał się do błędu znów go angażując. Z drugiej, ciągle siedzi w nim zadra, co potwierdził w telewizyjnym wywiadzie, który oglądałem, że w ubiegłym roku tak bezceremonialnie go potraktowano.

W podobny sposób pozbyto się właśnie w Mielcu Adama Majewskiego. Miejscowa Stal pod jego wodzą gra na wiosnę bardzo źle, ale… W pierwszej części sezonu nawet się jej grą chwilami zachwycano, tak jak zachwycano się Saidem Hamulicem, holenderskim napastnikiem z bośniackimi korzeniami, który szybko stał się rewelacją Ekstraklasy. Może za szybko, bo szefowie Stali w zimie równie szybko go sprzedali do francuskiej Tuluzy, gdy był współliderem kwalifikacji ligowych strzelców z dziewięcioma bramkami.

Majewski nie płakał po stracie, bo to trener, który płaczliwy nie jest. Kiedy raz przed sezonem stracił ponad połowę klubowej kadry, też nie płakał. Twierdził, że trzeba pracować z tymi, których ma. I tak pracował, że zbierał mnóstwo pochwał. Teraz Stal można chwalić za prezentowaną fragmentami grę, ale za skuteczność już nie. Dlatego nie zdobywa punktów. Odejście Hamulicia okazało się zbyt dużą stratą dla drużyny nie posiadającej za wielkiego potencjału. A skoro nie zdobywa punktów, ktoś za to musiał zapłacić. Nie zapłacili ci, którzy gwiazdę sprzedali, ale ten, który próbował dalej prowadzić Stal bez niej. Czyli jak zwykle za niepowodzenia zapłacił posadą trener. Taki zawód...

▬ ▬ ● ▬