Teatr rozkapryszonego aktora

Fot. Trafnie.eu

Po sobotnim meczu w Paryżu uświadomiłem sobie, że jestem uzależniony od Cristiano Ronaldo. Ale to z pewnością szczególny typ uzależnienia.

Czekałem na mecz Portugalia – Austria na Parc des Princes ze sporymi nadziejami. Miałem obejrzeć w akcji dwie niezłe drużyny. Ich dotychczasowe niezbyt zachęcające wyniki we Francji wcale mnie nie zrażały. Wręcz przeciwnie, gwarantowały walkę z jeszcze większym zaangażowaniem.

I mimo bezbramkowego wyniku trudno się było nudzić. Już pierwsza akcja i spięcie pod austriacką bramką znamionowały emocje. Jednak po kilku minutach zdałem sobie sprawę, że przede wszystkim przyglądam się jednemu zawodnikowi.

Interesował mnie głównie Cristiano Ronaldo. Wcale tak sobie nie założyłem przed meczem. To był jakiś wewnętrzny odruch, któremu trudno się oprzeć. Jednak bardziej niż na jego zagrania, zwracałem uwagę na zachowanie - gesty i mimikę.

Scenka nr 1. Zaraz na początku meczu chyba Quarezma prowadził piłkę po prawej stronie. Obok biegł Ronaldo. Odwrócił dłoń pod kątem prostym do murawy, dając sygnał koledze z drużyny. Czyli zrobił gest, który można odczytać jako – spokojnie, zwolnij (przystopuj) trochę, nie tak szybko... Ronaldo przebiegł przed nim i czekał na podanie tuż przy linii. Ale się nie doczekał. Piłka została zagrana na pole karne. Wtedy stanął i obiema rękami pokazał na murawę. Kolejny gest – tu miałeś zagrać piłkę, właśnie tu, po to przecież biegłem, by ją dostać.

Scenka nr 2 (2A, 2B, 2C...). Po każdym uderzeniu piłki, gdy ta nie wpadła do bramki, zawsze ten sam płaczliwy grymas na twarzy Ronaldo. Brakowało tylko łez zrozpaczonego dziecka. Gdy strzelił głową bramkę nieuznaną przez sędziego, oczywiście natychmiast ironicznie się uśmiechnął i pogroził mu paluszkiem, dając do zrozumienia, że żadnego spalonego nie było. Powtórka pokazał wyraźnie, że był i to spory.

Scenka nr 3. Ostatnia akcja pierwszej połowy. Obrońca umiejętnie blokuje piłkę ciałem i wyrzuca Ronaldo za końcową linię. Ten ląduje pod bandą z reklamami. Austriaccy kibice szaleją z radości. Portugalczyk oczywiście rozkłada ręce w proteście, patrząc na sędziego, ale ten właśnie kończy pierwszą połowę. Wtedy zaczyna iść w kierunku tunelu. Może „iść” jest niewłaściwym słowem. Raczej drepcze, kroczek za kroczkiem, jakby nie miał ochoty wejść za chwilę do szatni, obrażony na cały świat.

Scenka nr 4. Ronaldo jest faulowany w polu karnym przez Martina Hintereggera. Włoski sędzia Nicola Rizzoli nie ma wątpliwości, dyktuje karnego. Piłkę bierze oczywiście poszkodowany. Idealna okazja, by stać się bohaterem spotkania. Strzela po ziemi, ale piłka uderza w słupek. Jest 79. minuta. Gdyby trafił, Portugalia prawdopodobnie by wygrała i zapewniła już sobie wyjście z grupy. Kibice austriaccy znów szaleją. Jeśli dobrze zrozumiałem, skandują:

„Messi, Messi, Messi...”

Scenka nr 5. Kończy się mecz. Na murawę wbiega kibic. Pędzi prosto do Ronaldo. Porządkowy już chce go odciągnąć, gdy Portugalczyk staje w obronie desperata, który nie jest agresywny, chce tylko zrobić sobie z gwiazdorem selfie. Trochę to trwa, bo coś mu się nie udaje. Ronaldo spokojnie czeka. Wreszcie zdjęcie zrobione, a trzech ochroniarzy wyprowadza szaleńca ze stadionu.

Co za ironia losu. Chłopak chciał sobie zrobić fotkę akurat z największym przegranym meczu. Gdy już schodził z murawy, wyglądał, jakby był w amoku. Kręcił z niedowierzaniem głową – a jednak się udało, to chyba niemożliwe, mam to!

Czyli Ronaldo też miał swoją chwilę chwały na Parc des Princes tego wieczoru. Bo wszystkie oczy były skierowane na sam koniec właśnie na niego, choć z zupełnie innego powodu niżby sobie życzył.

Konferencja prasowa po meczu. Dziennikarz z Anglii pyta trenera reprezentacji Portugalii Fernando Santosa o jego największą gwiazdę. Jeszcze nie zdążył skończyć pytania, gdy na twarzy selekcjonera pojawia się straszliwy grymas. Od razu odpowiada:

„Rozumiem pytanie, ale nie będę się na ten temat wypowiadał”.

Pytanie o Ronaldo do szkoleniowca Austriaków Marcela Kollera. Ten nie ma wątpliwości:

„Gdyby wykorzystał karnego, pewnie już wracalibyśmy do domu. Na pewno miał swoje sytuacje w meczu, ale my potrafimy sobie radzić z takimi zawodnikami”.

Gdyby Austriacy rzeczywiście potrafili, to żadnej sytuacji Ronaldo by nie miał. Na szczęście dla Kollera Ronaldo przede wszystkim nie potrafi sobie radzić sam ze sobą. Już od dawna mnie irytuje pozami rozkapryszonego dziecka. Właśnie złapałem się na tym, że bardziej zwracam uwagę na jego boiskowe zachowania niż strzały i przeprowadzone akcje.

Podobno jest do bólu ambitny. Chyba za bardzo. Zawsze musi być aktorem pierwszego planu bez względu na okoliczności. To mnie w nim odrzuca. Gdyby się tak nie nakręcał, potrafił bardziej wyluzować po nieudanym zagraniu, być może wtedy miałby znacznie więcej okazji do okazywania radości, zamiast dziecięcych grymasów, po zdobytych bramkach.

▬ ▬ ● ▬