Ten, który ufa liczbom

Fot. Trafnie.eu

Wskazanie bohaterów kończącego się tygodnia nie jest specjalnie trudne. Choć mam swojego cichego bohatera, którego wybór bazuje na moim…

No bo kto mógł w ostatnich dniach konkurować z Leo Messim? Najpierw łzy wzruszenia przy rozstaniu z klubem, z którym związany był niemal przez całą dotychczasową karierę. Potem królewskie powitanie w Paryżu i oficjalna prezentacja wraz z nowymi gwiazdami drużyny, przed sobotnim meczu ze Strasburgiem.

Trochę próbował z jego cienia wyjść Romeo Lukaku, który po latach powrócił do Chelsea. To znaczy wjechał do Premier League jak czołg warty 115 milionów euro, które zainkasował Inter Mediolan, miażdżąc konkurentów próbujących konkurować z nim wysokością transferu. Czy rzeczywiście jest tyle wart? Odpowiedzi należy szukać w każdym kolejnym meczu londyńskiej drużyny w tym sezonie. Choć jeszcze nie w inauguracyjnym z Crystal Palace wygranym 3:0, w którym nie znalazł się meczowej kadrze.

Ponieważ posiadam pewne niegroźne skrzywienie, patrząc często na piłkę pod zupełnie innym kątem, mam swojego cichego bohatera tygodnia. Nazywa się Matthew Benham, co raczej niewiele mówi sympatykom futbolu poza jednym krajem. To właściciel Brentford FC, klubu z zachodniego Londynu, który w tym roku po 74 latach wrócił do najwyższej angielskiej ligi.

Wcześniej występował w niej od 1935 do 1947 roku, oczywiście z wymuszoną przerwą podczas drugiej wojny światowej. W pierwszym sezonie, czyli 1935/36, zajął w angielskiej ekstraklasie najwyższe jak dotąd miejsce – piąte. Jeśli to można nazwać sukcesem, większych już nie było w historii klubu istniejącego od 1889 roku. Przez wiele lat śledziłem jego występy z uwagą ze względu na strukturę własnościową. Brentfordem przez pewien okres zarządzali kibice, a dokładniej ich stowarzyszenie. Takie kluby zawsze pasjonują mnie bardziej niż te największe i najsławniejsze, czyli Reale, Barcelony, Juventusy…

Chyba nie tylko mnie, skoro Wojciech Szczęsny, jeszcze jako młody bramkarz będąc na wypożyczeniu z Arsenalu do Brentfordu, tak później ten okres wspominał:

„Miałem tam grać przez miesiąc. Ale kiedy zdałem sobie sprawę co to za klub, od razu powiedziałem – chcę tu zostać do końca sezonu. Brentfordem zarządzają kibice, a atmosfera była fantastyczna”.

Przed laty miałem jeszcze okazję obejrzeć kameralny stadionik Griffin Park w dzielnicy Brentford, na którym drużyna występowała ponad sto lat! Już nie występuje, bo ma nowy. W ostatnich latach wiele się bowiem w klubie zmieniło. To bez wątpienia najbardziej dynamiczny okres w jego dziejach. A stoi za nimi właśnie wspomniany już Benham.

Kim jest? Biografię ma barwną, a każdy może z niej wyciągnąć to, co dla niego najważniejsze. Absolwent Oxfordu (!), zajmujący wysokie stanowisko w Bank of America, potem założyciel działających z powodzeniem firm bukmacherskich, dzięki czemu stał się milionerem. A wszystko spina klamrą Brentford, którego Benham jest kibicem od dziecka. Pierwszy mecz z Colchester w trzeciej lidze obejrzał w 1979 roku, gdy miał jedenaście lat.

Kiedy ukochany klub popadł w długi, najpierw pospieszył z pożyczką, a potem został jego właścicielem. Jest jeszcze właścicielem duńskiego klubu FC Midtjylland. To tam miał wypróbowywać analityczne metody odpowiedniej selekcji i doboru zawodników (tanio kupić perspektywicznych, wypromować i drożej sprzedać), wdrożone potem także w Londynie. Z powodzeniem, bo Midtjylland już trzy razy zdobył mistrzostwo Danii, a Brentford awansował w tym roku do Premier League ogrywając w barażach Swansea City.

Angielskie media pisząc o Benhamie podkreślają, że za kilkusettysięczną pożyczkę przed laty ma dziś klub warty kilkaset milionów. Nieważne czy liczby podawane są w dolarach czy funtach. Liczy się rząd wielkości. I chyba warto w tym miejscu zacytować samego właściciel, który twierdzi:

„Ufam liczbom. Liczby nie kłamią”.

A kibice Brentfordu ufają jemu. Nie jest typem chciwego właściciela przeliczającego wszystko na zyski. Zainwestował w klub, według szacunków angielskich mediów, już około stu milionów funtów. Od roku jego drużyna gra na nowym stadionie Brentford Community Stadium zbudowanym około kilometra od starego obiektu. Położony jest bliżej centrum Londynu, a że terenów pod tak wielkie inwestycje w angielskiej metropolii brakuje, obiekt właściwie został wciśnięty pomiędzy istniejącą infrastrukturę i zbudowany na działce z trzech stron otoczonej torami kolejowymi.

I tak prezentuje się znacznie okazalej od wiekowego Griffin Park. I na pewno nie jest łatwym terenem do zdobywania punktów dla rywali, o czym przekonał się w piątek Arsenal przegrywając derby Londynu 0:2. Komentując wynik media podkreślały, że nie były to „wielkie derby” dla Arsenalu, jak choćby te z Tottenhamem Hotspur.

Ale dla kibiców Brentfordu każdy mecz będzie w tym sezonie wielki. Dla Benhama każdy jest wielki od lat. Gdy jako jedenastolatek pierwszy raz oglądał na żywo drużynę pałętającą się w niższych ligach, z pewnością nie marzył, że będzie to kiedyś jego drużyna nie tylko w przenośni. I że dożyje czasów, gdy będzie lała Arsenal w tej najwyższej lidze.

▬ ▬ ● ▬