To dopiero pierwszy zakręt

Od roku uważnie obserwuję losy dwóch znanych klubów, które zostały karnie relegowane do czwartej, w praktyce, piątej ligi. Zajmują sąsiednie miejsca w tabeli.

Chodzi o tabelę już trzeciej ligi, do której w ubiegłym sezonie udało im się awansować. Mowa o Polonii Warszawa i ŁKS Łódź. Przed rokiem karnie zleciały o kilka szczebli ze względu na problemy finansowe.

W Warszawie pożegnanie z Ekstraklasą odbyło się z wielką pompą po tym, jak klub do wiatru wystawił Ireneusz Król. Na ostatnim meczu na Konwiktorskiej, z Piastem Gliwice, były i pełne trybuny, i nadzieje na szybki powrót na sam szczyt ligowej hierarchii.

Upadek ŁKS nie był może tak medialny i tak (jakby to nie zabrzmiało) efektowny, ale równie bolesny. W obu przypadkach należało budować wszystko praktycznie od podstaw. Ale jakoś się udało, powiedziałbym nawet, nadspodziewanie łatwo. I Polonia, i ŁKS wywalczyły awans ze swoich grup, by spotkać się w trzeciej lidze (na czwartym poziomie rozgrywek) już w jednej grupie.

Po pięciu kolejkach nowego sezonu zajmują sąsiednie miejsca w środku tabeli z identycznym dorobkiem – jedno zwycięstwo, trzy remisy i jedna porażka. Czyli mają po sześć punktów i już siedem straty do prowadzącego Radomiaka. Zaczęły się schody? Nawet strome. Zresztą nie tylko na boisku.

Pamiętam mecze Polonii sprzed roku, już po degradacji. Na trybunach czuło się jakąś energię, która dawała nadzieję na poprawę losu. Kibice kupili karnety, były pieniądze na spokojną działalność. W mediach pojawiły się komentarze, że klub wreszcie płaci wszystkie rachunki na czas, po okresie nie płacenia za nic podczas radosnej twórczości Króla.

Obejrzałem w niedzielę mecz Polonii z Pelikanem Łowicz, pierwszy wygrany w tym sezonie. Piłkarze zaczynają bardziej przypominać drużynę niż w poprzednich spotkaniach, potrafią już składniej konstruować akcje. Trafione wydają się transfery najbardziej znanych zawodników, którzy mają za sobą doświadczenia z Ekstraklasy. Wojciech Szymanek wrócił do Polonii po kilku latach i teraz trzyma defensywę. Adam Czerkas już pokazał swoje strzeleckie umiejętności w ataku.

Poza boiskiem wygląda to niestety nędzniej. Na trybunach mniej kibiców. Doping? Taki sobie. Bywało lepiej, nawet znacznie lepiej. Jakieś to wszystko smętne, przypomina stan zawieszenia. Czekanie nie wiadomo na co. Tylko radość ze zwycięskiej bramki była wspólna.

W lipcu ubiegłego roku miała powstać spółka, w oparciu o którą działał by nowy klub. Zaangażowali się w to, z najbardziej znanych osób, Jerzy Engel i Michał Listkiewicz. Spółka ostatecznie nie powstała i nie ma jej do dziś, co stanowi największe nieszczęście Polonii.

Wydawało się, że problemy zjednoczą wszystkich, którzy jej dobrze życzą. Nic bardziej mylnego. Nadal wszyscy jej dobrze życzą, ale każdy po swojemu. Na scenie są od roku trzej gracze – dwa stowarzyszenia i klub MKS Polonia (nie mylić z Polonia, która grała w Ekstraklasie). Każda ze stron ma swoje zasługi w tym, że nowa Polonia wywalczyła awans w ubiegłym sezonie. I w żaden sposób nie mogą się dogadać, by razem ciągnąc wózek. A to dopiero początek drogi i już tracą równowagę na pierwszym zakręcie...

Sytuacja wygląda nie za ciekawie. Czy jest jeszcze szansa na awans w tym sezonie? Na razie nikt nie wie co będzie dalej z Polonią, więc czego oczekiwać od piłkarzy?

Zadzwoniłem do kolegi do Łodzi, by zapytać o ŁKS. Sytuacja podobna, choć inaczej rozłożone akcenty. Powiedział mi, że drużyna gra słabo, o awansie trudno na razie marzyć. Ale przynajmniej klub nie produkuje długów. Może się nie przelewa, choć raczej na wszystko wystarcza.

Czy ktoś jednak obiecywał, że będzie łatwo? Problemów na pewno jeszcze przybędzie. W Polonii i ŁKS mogą się przynajmniej pocieszyć, że są już bliżej celu, niż przed rokiem.

▬ ▬ ● ▬