To może wystrugany z drewna?

Fot. Trafnie.eu

Po awansie reprezentacji Polski do finałów mistrzostw świata media zalała fala komentarzy, czemu trudno się dziwić. Niestety, kolejny już raz zaczyna się...

W ojczyźnie euforia, co łatwo zrozumieć. Chyba tym większa, że awansowi towarzyszyły nieprawdopodobne wręcz turbulencje. Najpierw szalone pomysły Paulo Sousy na ostatni mecz grupowy z Węgrami. Następnie ich konsekwencja, czyli losowanie, z gorszego koszyka, przeciwnika w barażach i konieczność gry pierwszego meczu na wyjeździe z Rosją. A wtedy ten, który narozrabiał, zawinął się i zwiał do Brazylii.

Burzliwy przebieg wyboru nowego selekcjonera idealnie pasował do wcześniejszych wydarzeń, skoro na jego prezentacji tyle samo co o stylu gry drużyny, mówiono o możliwych sprawach sądowych i ewentualnym wkroczeniu adwokatów do akcji. Któż mógł wtedy przypuszczać, że najgorsze dopiero przed nami?

Bo wybuch wojny w Ukrainie, czyli tuż za wschodnią granicą,  w ciągu jednego dnia wywrócił świat do góry nogami. Wtedy prezes Cezary Kulesza pokazał, że ma… jaja. I tak jak dosłownie przed chwilą był mocno krytykowany za wybór Czesława Michniewicza, tak nagle równie mocno chwalony, że się postawił FIFA razem z piłkarzami i powiedział otwartym tekstem - z Rosją grać nie będziemy. I wtorkowy mecz ze Szwedami wygrany w Chorzowie 2:0 był końcowym etapem tego nieprawdopodobnego ciągu wydarzeń, bez precedensu w historii polskiej piłki.

Trudny okres miał szczęśliwe zakończenie, pełne uśmiechów i poczucia humoru. Na pomeczowej konferencji prasowej trener dostał brawa zamiast trudnych pytań, które na pewno nie ułatwiły mu początkowego okresu pracy. Razem z Grzegorzem Krychowiakiem słodzili sobie nawzajem, co sami szczerze przyznali.

Michniewicz wyrósł na głównego zwycięzcę pojedynku ze Szwedami. Wystarczyło posłuchać jak opowiadał o niuansach taktycznych po meczu, by zrozumieć, że perfekcyjnie odrobił lekcję, nie pierwszy raz zresztą. Rozpracował rywali i przeszkolił naszych orłów jak trzeba, by sprostali zadaniu i wygrali. Sprostali!

Michniewicza słucha się z przyjemnością. Potrafi opowiadać o piłce i barwnie, i niezwykle rzeczowo. Słowami perfekcyjnie maluje obraz boiskowych wydarzeń. Odwrotnie niż jego poprzednik, który mówił dużo, zdań używał okrąglutkich, a wycisnąć nie dało się z nich dosłownie nic. Następca Portugalczyka na pewno zna się na trenerskim fachu i ma naprawdę sporo czysto szkoleniowych zalet. Jego krytycy, kładący mocny nacisk na inne cechy charakteru, na razie zamilkli.

Michniewicz podziękował po zwycięstwie nad Szwecją prezesowi PZPN, który na niego postawił jako na kandydata nieoczywistego. Kulesza nie bał się związanych ze swoim wyborem negatywnych komentarzy i wytrzymał ciśnienie. Po przebiegu wtorkowego meczu widać wyraźnie, że zna się na trenerach znacznie lepiej niż poprzedni prezes związku Zbigniew Boniek. Moim zdaniem zna się lepiej od niego nie tylko na trenerach…

Na fali euforii niektórym już puszczają hamulce. Zaczyna się tak zwana „pompka”. Może się okazać, że za chwilę ci, którzy najmocniej walili w Michniewicza, zaczną organizować komitet budowy jego pomnika po wywalczeniu awansu. Nie tylko on jest wychwalany na wszelkie możliwe sposoby. Kamil Glik tak samo. Maltretowany przez kontuzje, pokazuje charakter. Dopóki nikt nie urwie mu nogi, z boiska nie zejdzie! Tak samo było w meczu ze Szwedami (grał z drobnym urazem). Prawdziwe waleczne serce drużyny, ale przed rokiem (czy ktoś jeszcze pamięta?) eliminacje zaczął na ławie, bo Sousa uznał, że ten obrońca o niewiarygodnych cechach wolicjonalnych jest dla niego za słaby.

Jednego już trochę w tych pochwałach poniosło, skoro przeczytałem, że gdyby Glik wystąpił od początku w finałach mistrzostw świata w Rosji przed czterema laty (ze względu na kontuzję obojczyka zagrał tylko w ostatnim meczu z Japonią), wyszlibyśmy z grupy. Tylko wyszlibyśmy z grupy? A może pod koniec roku bronilibyśmy mistrzostwa świata?

Gratuluję dobrego samopoczucia. Jeśli ktoś wierzy, że występ Glika w dwóch przegranych pierwszych meczach totalnie odmieniłby losy polskiej drużyny, musiał przed mistrzostwami też wierzyć, że mamy „pakę” na półfinał. Bo takie głupoty też wtedy wypisywano i wygadywano. Miałem mimo wszystko nadzieję, że przed finałami w Katarze podobnej „pompki” nie będzie. Ale gdzie tam, już jest (za: sport.pl):

„Do Kataru jedźmy po medal. Kadra najlepsza od 30 lat. Ostatnia taka szansa”.

Znów po medal? To może wystrugany z drewna?

▬ ▬ ● ▬