...to nie jest źle

Fot. Trafnie.eu

Remis w meczu ze Słowenią cenniejszy od zwycięstwa z Rumunią? Teza kompletnie bezsensowna. Choć może jednak nie do końca?

Reprezentacja Polski zremisowała 1:1 w towarzyskim meczu ze Słowenią rozegranym w poniedziałek we Wrocławiu. Zanim się zaczął czytałem zapowiedzi, że jeśli będzie zwycięstwo, będzie i awans na najwyższą pozycję w rankingu FIFA od jego powstania. Zwycięstwa nie było, awans może jakiś będzie, ale specjalnie się tym nie podniecam.

Takie rankingi są ważne przy rozstawieniach w losowaniach kolejnych eliminacji wielkich turniejów. Choć nigdy do końca nie oddają aktualnego poziomu reprezentowanego przez daną drużynę. Tak samo nie oddaje tego wynik meczu ze Słowenią. I tu już jest pierwszy powód do dumy. Na stronie internetowej dziennika sportowego „Ekipa” znalazłem tekst pod tytułem: „Słoweńcy zremisowali z ćwierćfinalistami EURO”.

Bez niepotrzebnego zadęcia podchodzę zawsze do wyników polskiej reprezentacji, ale trzeba przyznać, że nie tylko z racji miejsca w rankingu FIFA jest już postrzegana jako coraz mocniejsza drużyna, coraz bardziej wymagający przeciwnik. A przecież Słoweńcy to nie piłkarskie ogórki, drużynę mają solidną, dobrze zorganizowaną, potrafiącą utrzymać się przy piłce, choć bez wielkich grajków. Jeśli są dumni z remisu z Polakami, to nie jest źle.

Tym bardziej, że niestety miałem w 2009 roku (nie)przyjemność oglądania spotkania, w którym straszliwie zlali Polaków w Mariborze strzelając im trzy bramki. Wspomnienia traumatyczne, bo dzięki temu zwycięstwu gospodarze zapewnili sobie udział w finałach mistrzostw świata, a Leo Beenhakker na stadionie stracił pracę w okolicznościach do dziś budzących niesmak.

Oczywiście nikt w słoweńskim dzienniku nie wyeksponował faktu, że w poniedziałek we Wrocławiu zagrała prawie drużyna rezerw ćwierćfinalistów mistrzostw Europy, bo to z pewnością osłabiłoby wydźwięk tytułu. A przecież w porównaniu z meczem w Bukareszcie, Nawałka wysłał do boju w podstawowym składzie tylko trzech tych samym orłów. I dali radę, choć przegrywali w pierwszej połowie, wyciągnęli w końcu remis.

Czyli pan trener nie boi się przegrać w meczach, które są o pietruchę. Bo porażka w tym ze Słowenią była długo bardzo prawdopodobna. A jeśli się nie boi, czuje się mocny, czyli nie jest źle. Choć nie zawsze tak było na początku jego pracy z kadrą. W marcu 2014 roku w przegranym towarzyskim spotkaniu ze Szkocją, która pół roku później była przeciwnikiem Polaków w eliminacjach EURO 2016, nawet wszystkie zmiany przeprowadził w samej końcówce spotkania!

Teraz miał odwagę na eksperymenty od samego początku i na pewno się opłaciło. Bartosz Bereszyński udowodnił, że nie boi się ruszać po skrzydle do ataku i decydować na dryblingi w reprezentacji, jak robi to ostatnio z powodzeniem w lidze. Dla mnie był odkryciem tego meczu, jeśli tak można powiedzieć o piłkarzu, który zaliczył debiut w kadrze w 2013 roku.

Dwóch debiutantów, Jacek Góralski i Damian Dąbrowski, ma teraz jeszcze większą motywację do gry w lidze. Już wiedzą jak smakuje kadra, choć powinni też wiedzieć, że są raczej bez szans na odgrywanie w niej wiodącej roli. Przynajmniej na razie, bo reszta zależy tylko od nich.

I wreszcie zdobywca bramki, Łukasz Teodorczyk. Zapewnił w końcówce Polsce remis wykazując się kolejny raz świetnym instynktem strzeleckim w polu karnym rywali. Czego wymagać więcej od napastnika? Tego, ty pokrył jednego z przeciwników przy stałych fragmentach pod własną bramką, jeśli się tam znajduje. Niestety Teodorczyk krył „na radar” przy rzucie wolnym, dlatego tylko odprowadził wzrokiem obrońcę Mihę Mevlję, który nie dał szans na skuteczną obronę Arturowi Borucowi.

To powinna być nauczka dla napastnika Anderlechtu na resztę kariery. Mam nadzieję, że nawet Nawałka nie musi mu już niczego tłumaczyć. I dobrze, że takie błędy zdarzają się w meczach towarzyskich. Może dzięki temu uniknie się ich w walce o kolejne punkty w eliminacjach do mistrzostw świata.

Czyli w sumie nie jest źle. Ze spokojem, ale też bez niepotrzebnego zadęcia czekam na marcowe spotkanie z Czarnogórą...

▬ ▬ ● ▬