To sprawa lojalności...

Fot. Trafnie.eu

Przed czwartkowym spotkaniem ze Szkocją wybrałem się trochę wcześniej do Glasgow, by obejrzeć mecz ostatniej kolejki w miejscowej lidze.

Grały teoretycznie dwie najsłabsze drużyny, ale postanowiłem je obejrzeć w akcji z pełną świadomością. Z jednego powodu. Zawsze z sympatia odnoszę się do kibiców klubów, które znajdują się w głębokim cieniu wielkich sąsiadów. Gdy tych sąsiadów jest aż dwóch, trzeba mieć nie lada samozaparcie, by dopingować trzecią drużynę w mieście. W Europie znam trzy takie przypadki. Rayo Vallecano w Madrycie (w cieniu Realu i Atletico), Belenenses w Lizbonie (zdominowane przez Benfikę i Sporting) i Partick Thistle w Glasgow.

Ten ostatni jest mało znany poza Szkocją. Oczywiście w odróżnieniu od sławnych sąsiadów – Rangersów i Celtiku. W porównaniu z nimi ma garstkę kibiców, ale kibiców prawdziwych. Bo wybierając tę drużynę trzeba mieć świadomość, że reszta życie będzie się wiązała głównie z cierpieniem, a nie sukcesami. I tak jest właśnie z Partick Thistle.

Partick – to nazwa północno-zachodniej dzielnicy miasta, w której znajduje się kameralny stadionik – Firhill. Thistle oznacza oset, czyli roślinę będącą jednym z symboli Szkocji. Klub miał niedawno swoje pięć minut, ale nie z powodu dobrych wyników. Stał się sławny na całym świecie (dosłownie!), gdy pokazał swoją nową maskotkę o imieniu - Kingsley [patrz zdjęcie w galerii pod tekstem]. Internauci, nie tylko w Szkocji, uznali ją za chodzący koszmar. Nikt w klubie się jednak tym nie przejął, bo maskotka stanowiła fragment kampanii związanej z jednym ze sponsorów, a sponsor ma zawsze rację. I dziś już chyba wszyscy się do niej przyzwyczaili. Szczególnie dzieciaki chętnie stające wspólnie do zdjęć z Kingsleyem.

Chciałem się przekonać, jak w cieniu dwóch wielkich sąsiadów radzi sobie w Glasgow Partick Thistle. Dlatego wybrałem się na jego mecz z Dundee United, czyli pojedynek ostatnich drużyn w tabeli szkockiej ekstraklasy.

Na Wyspach Brytyjskich sympatia do ukochanego klubu stanowi część rodzinnej tradycji. Nie byłem więc zaskoczony, gdy pod stadionem spotkałem trzypokoleniową rodzinę. Starszy pan wybrał się na mecz razem z córką i dwójką wnucząt. Bardzo mu się spodobało, że postanowiłem napisać tekst o jego ulubionym zespole. Zagadnąłem towarzyszącą mu kobietę mówiąc, że chyba nie jest łatwo kibicować w Glasgow Partick Thistle. Zgodziła się bez zastrzeżeń:

„Oj, nie jest...”

I dodała:

„To sprawa lojalności”.

W odróżnieniu od sąsiadów, podzielonych nie tylko sympatiami do klubów, ale też katolickimi i protestanckimi preferencjami religijnymi, Partick Thistle przygarnia wszystkich. Wyznanie nie ma znaczenia, co stanowi jeden z elementów wyróżniający jego kibiców w piłkarskiej panoramie Glasgow.

Mecz z Dundee United na stadionie Firhill obejrzało 3675 widzów. Na pewno się nie nudzili, ja też nie. Może na boisku nie było fajerwerków, ale za to bardzo szybkie tempo. Gra prosta i przede wszystkim twarda walka. W przypadku gospodarzy bardzo skuteczna. Pewnie wygrali 3:0, spychając Dundee United na ostatnie miejsce w tabeli. Czyli na Firhill Stadium pojawił się pierwszy promyk nadziei w nowym sezonie, że uda się go zakończyć utrzymaniem w lidze.

Zapytałem po meczu rzecznika prasowego Partick Thistle, George Francisa, kiedy ostatni raz jego drużyna wygrała w lidze tak wysoko. Zaczął się poważnie zastanawiać, ale nie był w stanie niczego odszukać w pamięci. W końcu zapytał jednego z pracowników klubu stojącego obok. Ten też próbował sobie przypomnieć, ale się poddał, mówiąc:

„Nie pamiętam”...

▬ ▬ ● ▬

Galeria