2013-11-12
Towarzystwo pomocy byłym milionerom
Przyznajcie się – zazdrościcie piłkarzom, że mają najatrakcyjniejsze laski, najlepsze bryki i konta bankowe, na których nie mogą doliczyć się zer?
Wstyd. Powinniście im raczej współczuć. Właśnie przeczytałem w „Fakcie”, że 29 listopada odbędzie się licytacja mieszkania Marcina Burkhardta w Warszawie zajętego przez komornika na poczet jego długów. Cena wywoławcza 462 tysiące złotych.
Jeszcze przed rokiem ta informacja wydała by mi się szokująca. Co prawda odkąd dowiedziałem się, że jednego z najlepszych piłkarzy w polskiej lidze (nie o Burkhardta chodzi, żeby nie było wątpliwości) klub szybko sprzedał, gdy przekonał się, że ten ma problemy z hazardem, niewiele jest mnie już w stanie zaskoczyć. Ale bezimienny bohater niespodziewanego transferu przynajmniej ma jeszcze (mam nadzieję!) pieniądze, co wśród piłkarzy wcale normą nie jest.
Od razu przypomniały mi się teksty z marca publikowane w brytyjskich mediach cytujących dane organizacji charytatywnej XPro, zajmującej się pomocą byłym profesjonalnym piłkarzom w Wielkiej Brytanii i Irlandii. Już sam fakt, że powstała, świadczy, że coś z piłkarzami jest nie tak. A jest na pewno. XPro można by śmiało nazwać „towarzystwem pomocy byłym milionerom” albo „świeżym bankrutom”.
Dane przez nią ogłoszone były absolutnie przerażające – sześćdziesiąt procent piłkarzy z Wysp Brytyjskich staje się bankrutami w ciągu pięciu lat od zakończenia kariery!!! Jeden na trzech w tym samym czasie się rozwodzi.
To nie jest tylko problem piłkarzy. Wcześniej opublikowano podobne informacje o zawodowych sportowcach najpopularniejszych dyscyplin w Ameryce. W NBA smutny wskaźnik też sięga sześćdziesięciu procent (również w okresie pięciu lat od zakończenia kariery). Najgorzej jest z zawodnikami futbolu amerykańskiego, wśród których aż 78 procent (!) staje się bankrutami.
Jak to możliwe? Jak można przetracić wszystkie pieniądze, choć tygodniowo zarabia się średnio w Premier League (według danych XPro) około 30 tysięcy funtów (czyli 150 tysięcy złotych)? Nie tylko możliwe, ale dość proste do wytłumaczenia.
Mniej ważne ile się zarabia. Ważniejsze ile i jak się wydaje. Piłkarze przyzwyczajeni są do życia w luksusie. Nawyki wyjmowania karty bez sprawdzania stanu konta pozostają też po zakończeniu kariery. Pewnego dnia okazuje się, że konto jest puste. To i tak scenariusz… optymistyczny. Przynajmniej do końca przebalowali wszystko, co wcześniej zarobili.
Pechowcy mogą zawsze trafić na nieuczciwego pośrednika czy pseudodoradcę finansowego. Powierzają komuś pieniądze, z reguły spore, by je pomnażał. Nagle po pieniądzach nie ma śladu. Czasami po doradcy też…
Najgorsza jest chyba wersja z hazardem w roli głównej. Zarobki znacznie przewyższają potrzeby zawodników. Ile razy można zmieniać samochód czy dom? W pewnym momencie staje się to nudne. Piłkarze mają sporo wolnego czasu i jeszcze więcej wolnej gotówki. Gdy postanawiają połączyć jedno z drugim w kasynie, zaczyna się dramat. Dla tych, którzy się uzależniają od hazardu, koniec kariery jest często sytuacją bez wyjścia. Długi zamiast odłożonych pieniędzy i brak pomysłu na życie po ostatnim meczu.
Dlatego gdy zechcecie narzekać, że musicie za dużo płacić za bilety, by obejrzeć piłkarskie gwiazdy, zawsze możecie się pocieszyć. Za pięć lat milionerów, na których teraz patrzycie, może nie być stać nawet na taki bilet…
▬ ▬ ● ▬