Triumf prostej piłki

Fot. Trafnie.eu

Reprezentacja Polski pokonała w Cardiff Walię 1:0 zapewniając sobie utrzymanie w najwyższej dywizji Ligi Narodów. Wynik znakomity, biorąc pod uwagę...

By osiągnąć cel jakim było wspomniane utrzymanie wystarczał jej remis, co udało się osiągnąć z nadwyżka. Dzięki temu polscy piłkarze wystąpią po raz czwarty z rzędu w najwyższej dywizji nowych rozgrywek UEFA. To naprawdę sukces, nawet wielki.

Przed pierwszą ich edycją reprezentacja została do najwyższej dywizji przydzielona z urzędu, co wynikało w bardzo wysokiego miejsca w rankingu. Za wysokiego moim zdaniem, na co złożyło się wiele sprzyjających czynników, a co pociągnęło za sobą określone pozaboiskowe konsekwencje, bo wiązało się ze zbyt wysokimi oczekiwaniami w kilku następnych latach.

Te oczekiwania nadal są zbyt wielkie, o czym świadczy choćby reakcja po meczu z Holandią sprzed kilku dni. Nie ma się czym chwalić, gdy przegrywa się u siebie 0:2, ale nazywanie tego występu „fatalnym” czy „beznadziejnym” mogłoby sugerować, że Polska jest w stanie „w normalnej dyspozycji” tę Holandię ograć, co należy uznać najwyżej za szczyt roztargnienia.

W Cardiff dała się od początku zdominować gospodarzom, o których na oficjalnej konferencji poprzedzającej mecz bramkarz Wojciech Szczęsny powiedział, że są „fizyczną drużyną”. I w niedzielny wieczór tę opinię w pełni potwierdzili. Gra była brzydka, szarpana, przerywana nieustannie przed sędziego pozostającego pod ciągłą presją stwarzaną przez żywiołowo reagujące trybuny. Świetny mentalny egzamin nie tylko dla niego, ale i dla piłkarzy gości, którzy z pewnością go zdali.

Pod względem czysto piłkarskim nie wyglądało to już tak dobrze, ale naprawdę grzechem byłoby narzekanie na cokolwiek. Sztuką jest bowiem na naprawdę trudnym terenie wygrać mecz, który wcale nie musiał być wygrany. Nie pamiętam zresztą łatwych meczów eliminacyjnych z drużynami z Wysp Brytyjskich. Pomijając Anglików, ciągle dla naszych ze zbyt wysokiej półki, ale ze Szkotami czy Irlandczykami, tak jak w niedzielę z Walijczykami, zawsze były to prawdziwe boje, w których zębami należało wyszarpać wynik. I ten niedzielny idealnie wpasował się we wspomniany scenariusz. Ale, jak zauważył Wojciech Szczęsny:

„Absolutnie nie było jakiś brzydkich fauli, niesportowych...”

Trener Czesław Michniewicz powiedział, że z każdą kolejną minutą z coraz większym spokojem śledził przebieg meczu. Ja odwrotnie. Walijczycy stworzyli sobie kilka sytuacji, ale zawsze perfekcyjnie spisywał się w bramce Szczęsny. Potem Polacy przeprowadzili akcję decydującą o wyniku. Z lewej strony piłkę w pole karne dośrodkował Jakub Kiwior. Robert Lewandowski, dotąd mocno pilnowany i często przewracany przez rywali, pokazał prawdziwą klasę, doskonale zagrywając ją do wychodzącego na czystą pozycję Karola Świderskiego. Ten szansy nie zmarnował posyłając piłkę do siatki.

Gra się wyrównała, ale w końcówce Walijczycy znowu przeważali, jeszcze bardziej niż na początku meczu. W doliczonym czasie gry ich gwiazdor Gareth Bale trafił nawet piłką w poprzeczkę po uderzeniu głową, ale bramka nie padła. Dalej świetnie spisywał się w niej Szczęsny, który po końcowym gwizdku mógł cieszyć się z kolegami ze zwycięstwa. A jeszcze bardziej cieszyła się z niego liczna grupa polskich kibiców mocno dopingująca swoich piłkarzy.

Lewandowski przyznał:

„Graliśmy bardzo prostą piłkę”.

Ale polska reprezentacja właśnie taką gra. To nie Holendrzy, którzy potrafili perfekcyjnie rozklepań naszych w Warszawie przed kilkoma dniami. Dobrze, że kapitan polskiej reprezentacji zdaje sobie z tego sprawę, skoro dodał jeszcze:

„Mamy braki. Mam nadzieję, że te braki przykryjemy tak, że nie będzie ich widać na mistrzostwach świata i wyciągniemy maksa z tego co mamy”.

Oby scenariusz się spełnił, tak jak spełnił się plan na utrzymanie w najwyższej dywizji Ligi Narodów.

▬ ▬ ● ▬