Triumf UEFA?

Fot. Trafnie.eu

Po zimowej przerwie wróciła Liga Mistrzów. We wtorek i środę odbyły się mecze przedostatniej kolejki fazy ligowej, czyli nowej formuły rozgrywek.

Wprowadzono ją od tego sezonu zapowiadając jako uatrakcyjnienie rywalizacji. Poprzednia faza grupowa w swej końcowej części emocjami nie zawsze rzucała na kolana, gdy dwie drużyny z czterech uzyskiwały awans i zdołały go sobie zapewnić wcześniej. W fazie ligowej, kiedy każda drużyna ma inny zestaw rywali i rozgrywa z nimi tylko jeden mecz z losowo wybranym gospodarzem, a wyniki wszystkich są sumowane we wspólnej tabeli, z pewnością emocji jest więcej. Na jedną kolejkę przed końcem tylko Liverpool i Barcelona mają zapewniony udział w pierwszej ósemce gwarantującej awans do 1/8 finału bez konieczności gry w barażach (kolejnych 16 z 36 drużyn) stanowiących dodatkowy szczebel rywalizacji.

Czyli poza pierwszymi dwoma i dziewięcioma ostatnimi w tabeli (już straciły szansę na awans nawet do baraży) reszta (25 drużyn) ma jeszcze o co walczyć w ostatnim meczu w przyszłym tygodniu! Jak nie o pierwszą ósemkę, to kolejną szesnastkę i najlepsze w niej miejsce, będące potem podstawą do rozstawienia przy przydzielaniu rywali w barażach.
Chyba nie wszyscy w porę zrozumieli, że nowy system nie daje takiego komfortu jak poprzedni, gdy można było łatwiej odrobić początkowe niepowodzenia. Zdobywają punkty w kolejnych meczach odbierało się je przecież bezpośrednim rywalom w grupie. Teraz, przy wspólnej tabeli i rywalizacji tylko z ośmioma z 35 pozostałych drużyn, można zdobywać kolejne punkty, ale sąsiad w tabeli, z którym nie rozgrywa się bezpośredniego meczu, też je może zdobywać, dlatego nie zawsze jest tak łatwo odrabiać wcześniejsze straty.

Wydaje się, że niektórzy giganci wyraźnie się zdrzemnęli na początku rozgrywek nie zdając sobie sprawy z pułapek nowego systemu. Najlepszym przykładem Paris Saint-Germain i Manchester City. W środę w bezpośrednim ich meczu 4:2 wygrali pierwsi, którzy dzięki temu wskoczyli dopiero na 22. miejsce i nadal nie mają zagwarantowanego awansu do baraży. Manchester City jest dopiero na 25. miejscu, czyli w ostatnim meczu (z Club Brugge) musi jeszcze ostro powalczyć o te baraże, bo na pierwszą ósemkę szansę już stracił.

UEFA może więc triumfować, skoro wszyscy powinni w nowej formule angażować się od pierwszego do ostatniego meczu i do tego starać się nastrzelać jak najwięcej bramek, bo ich różnica może być decydująca o miejscu w tabeli. Przed ostatnią kolejką ósmy (gwarancja bezpośredniego awansu) Bayer Leverkusen ma tyle samo punktów – 13, co trzynasty (miejsce dające grę w barażach) Brest.

Ale jak w życiu – coś za coś. W fazie ligowej wszystkie drużyny muszą rozegrać dwa mecze więcej niż wcześniej w fazie grupowej. A tych szesnaście w barażach jeszcze dodatkowe dwa. Biorąc pod uwagę, że wszystkie odbywają się w środku tygodnia pomiędzy weekendowymi spotkaniami w lokalnych ligach, to tak, jakby UEFA zagospodarowała w ten sposób na samym początku roku dodatkowy miesiąc grania bez chwili odpoczynku. I to w kalendarzu już przeładowanym do granic obłędu.

Dlatego mniej mnie ciekawi kto ostatecznie zagra w fazie pucharowej Ligi Mistrzów, a bardziej, czy po pierwszym sezonie rozgrywek w nowej formule giganci nie spróbują naciskać na UEFA, by wprowadziła w nich jakąś korektę w kolejnym sezonie.

▬ ▬ ● ▬