Trochę pikniku, trochę szydery

Fot. Trafnie.eu

Legia pokonała w Warszawie 1:0 kazachskie FK Aktobe w meczu pierwszej rundy Ligi Europy, inaugurując w tej sposób nowy sezon w polskiej piłce.

Nie była to jednak pod żadnym względem inauguracja stanowiąca powód do dumy. Paradoksalnie sam wynik stanowił tylko tło do innych wydarzeń towarzyszących meczowi, który przez to rozpoczął się kilka... tygodni wcześniej. Za taki jego początek należy uznać zachętę do bojkotu wystosowaną przez jedną z grup kibicowskich. Powodem miały być niezadowalające wyniki w ostatnich latach, a szczególnie brak odpowiednich wzmocnień drużyny.

Bojkot się udał, co dało się wyczuć już pod stadionem, gdzie brakowało normalnej atmosfery i tłumu kibiców. Jeszcze bardziej wczuwało się go na trybunach, czego symbol stanowiła ta za jedną z bramek, zwana Żyletą, na której zasiadają najbardziej zagorzali sympatycy Legii. Była pusta, ponieważ została zamknięta przez UEFA, co stanowiło karę za zachowanie kibiców podczas ćwierćfinału Ligi Konferencji z Chelsea.

Ale pozostałe też nie zostały zapełnione. Zasiadło na nich tylko 12 239 widzów, którzy postanowili nie przyłączać się do bojkotu. To mniej niż połowa pojemności stadionu. Dla porównania - na ostatni mecz ligowy Legii w Warszawie ze Stalą Mielec przyszło 25 344 kibiców, co stanowiło najlepszą frekwencję w Ekstraklasie w kończącej ubiegły sezon kolejne ligowej.

Na tym z Aktobe atmosfera panowała trochę piknikowa, trochę szydercza. Doping był z rodzaju na pewno nie zorganizowanych, tylko przerywanych, a już na samym początku zaczęło się skandowania:

„Gdzie są transfery, Mioduski, gdzie są transfery?”

Legia przed sezonem pozyskała tylko jednego zawodnika, wielokrotnego reprezentanta Słowenii Petara Stojanovicia, który nie został jednak zgłoszony na mecze z Aktobe ze względu na zaległości treningowe. A kibice wielokrotnie obrażali jeszcze prezesa klubu Dariusza Mioduskiego w sposób, który nie nadaje się do zacytowania.

Fatalną atmosferę tworzyły także informacje pojawiające się z mediach o zadłużeniu Legii, poślizgach w płatnościach i o potencjalnej „chęci ucieczki” z niej nowego trenera, Rumuna Edwarda Iordănescu, cytowane z portali internetowych w jego ojczyźnie. Frustracja ma być spowodowana niedotrzymaniem obietnic złożonych przez pracodawców, a dotyczących koniecznego wzmocnienia drużyny.

Można powiedzieć, że piłkarze Legii dostroili się grą do atmosfery panującej wokół meczu. Wygrali 1:0, co ze względu na opisaną sytuację uznaję za ich sukces i to bez żadnej złośliwości. Mogło być zresztą znacznie gorzej, na szczęście okazało się, że bramka zdobyta przez gości na początku meczu padła ze spalonego i nie została uznana.

To była najgroźniejsza sytuacja przez nich stworzona. Legia zdołała w pierwszej połowie zdobyć zwycięskiego gola po niezwykle silnym strzale spoza pola karnego w wykonaniu Ormianina Wahana Biczachcziana. Choć miała przewagę, nie przekładało się to na stwarzanie kolejnych sytuacji do podwyższenia wyniku.

Sprawa awansu do następnej rundy Ligi Europy przed rewanżem za tydzień w Kazachstanie pozostaje otwarta. I na pewno nie będzie łatwym zadaniem ze względu choćby na potencjalnie niesprzyjające warunki klimatyczne (wysoka temperatura) do gry. Ale chyba bardziej niesprzyjające są warunki panujące w warszawskim klubie i jego otoczeniu, co nie wróży mu najlepiej w nowym sezonie nie tylko w europejskich pucharach, ale też w polskiej lidze.

▬ ▬ ● ▬