Tylko głośno myślę...

Fot. Trafnie.eu

Lech nie dał najmniejszych szans Legii w meczu o Superpuchar Polski wygrywając 3:1. To już wiedzą wszyscy. A dlaczego mecz miał taki przebieg?

Dobre pytanie. Nie wiem tylko czy ktoś zna na nie odpowiedź. Trener Henning Berg zna. Stwierdził, że Lech był po prostu lepszy. Brawo! A dlaczego Legia była taka słaba? Za odpowiedź braw już nie będzie. Nie sądzę nawet, by Norweg był w stanie udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi, która satysfakcjonowałaby kibiców klubu, w którym został zatrudniony. Tysiąc z tych, oglądających mecz na żywo w Poznaniu, nie wytrzymało ciśnienia. Kilka minut przed końcowym gwizdkiem opuścili swój sektor.

Jak można się domyślić - w ramach protestu związanego ze słabą grą drużyny, za którą wszędzie jeżdżą, by ją dopingować. Podejrzewam, że dla piłkarzy Legii nie było to nawet najgorsze rozwiązanie. Gdyby ich kibice zostali na trybunach, musieliby się przed nimi kajać, jak to już bywało kilka razy. I nigdy nie był to na pewno widok budujący.

Niestety gra Legii też nie była budująca. W dramatycznym stylu rozpoczęła oficjalnie sezon, który ma się zakończyć świętowaniem stulecia klubu. Po pierwszym meczu zanosi się za rok raczej na pogrzeb, niż na wesele. W poprzednim sezonie Legia pokazała jak po mistrzowsku można stracić mistrzostwo. Teraz poszła dalej i udowadnia, że jeszcze nie wszystko udało się spaprać.

Wynik może być mylący, tak jak i fakt, że mecz odbywał się w Poznaniu. To Legii nie pomagało na pewno, ale na pewno największe zagrożenie dla Legii, i to już od końca ubiegłego sezonu, stanowi sama Legia. Pierwsza połowa w jej wykonaniu cieniutka i zakończona wynikiem 0:2.

Ale to jeszcze nie koniec świata. Zdarza się, że po przerwie drużyna potrafi się podnieść. Szatnia czasami ma zbawienny wpływ na motywację zawodników, nawet jak to jest motywacja wyrażana słowami, których nie można zacytować.

W piątek w Poznaniu zaczęła się druga połowa, a Legia jeszcze słabsza. Czyli coś nie tak w tej szatni. A jak w szatni, to i na boisku. Widać, że i tu, i tam są zawodnicy i jest trener, ale nigdzie nie ma drużyny.

W Lech, to temat znacznie przyjemniejszy, dokładnie odwrotnie. Przede wszystkim widać drużynę. Jak walczy, jak się nawzajem asekuruje, jak stosuje pressing, jak jej się chce… W odróżnieniu od Legii widać wyraźny postęp w ostatnich miesiącach. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że na wiosnę Lech grał znacznie lepiej, ale zaliczył wpadkę w finale Pucharu Polski. Dla mnie nie było żadnej wpadki. Czasami tak w piłce bywa, że czegoś zabraknie do szczęścia. I mam satysfakcję, że to zauważyłem, pisząc wtedy:

„Lech mimo porażki też zasługuje na pochwały, jako równorzędny rywal dla Legii. Przegrał 1:2, bo był nieskuteczny. Trzeba wykorzystywać dogodne sytuacje do zdobycia bramek, inaczej się meczu nie wygra”.

No to później był do bólu skuteczny. I najpierw, po tygodniu, ograł Legię na Łazienkowskiej, co dało mu w efekcie mistrzostwo, a w piątek na Bułgarskiej rozbił ją znów w meczu o Superpuchar.

Widać, że w Poznaniu nie mają prezesa często cytowanego (nie tylko) za wpisy na twitterze, ale może dzięki temu ma więcej czasu, by wszystko odpowiednio poukładać w klubie. Może dlatego przy zatrudnianiu trenera nie było aż takiej fanfaronady. Może dlatego efekty pracy tego trenera są lepiej widoczne.

Ale już kilka razy wspominałem, że po jednym meczu nie należy wyciągać żadnych wniosków. Więc nie wyciągam, tylko głośno myślę. I czekam na kolejne mecze. I Legii, i Lecha.

▬ ▬ ● ▬