Tylko rekordu żal

Fot. Trafnie.eu

Robert Lewandowski doznał kontuzji lewej nogi i musi odpoczywać przez cztery tygodnie. W ojczyźnie piłkarza prawdziwa rozpacz. Czy słusznie?

Po wtorkowego meczu Bayernu Monachium z Chelsea w Lidze Mistrzów u najlepszego polskiego piłkarza stwierdzono pęknięcie kości piszczelowej w pobliżu kolana lewej nogi. Ponieważ Lewandowski stanowi dobro narodowe, więc naród poważnie się zmartwił jego kontuzją. Trafiłem w mediach na tytuły: „Szok” czy „Wielki pech”. A może raczej prawdziwe... szczęście w nieszczęściu?

Lewandowski nie jest z pewnością piłkarzem kontuzjogennym. Ale nie jest też prawdą, że to pierwszy jego tak poważny uraz. Właśnie kontuzja była oficjalną przyczyną pogonienia go z rezerw Legii. Przeszedł wtedy do Znicza Pruszków, w którym debiutował w nowym sezonie z opóźnieniem, ponieważ musiał wcześniej wyleczyć uraz.

O jakim więc pechu mowa, jeśli zawodnika przez lata omijały kontuzje? Jest wręcz fenomenem pod tym względem, na co wpływ ma z pewnością wyjątkowo higieniczny tryb życia prowadzony od lat.

Kiedy już doznał niegroźnego w sumie pęknięcia kości, to niemal w najlepszym możliwym momencie. Bo w środku sezonu, czyli opuści mecze nie decydujące, przynajmniej w teorii, o zdobyciu jakichkolwiek trofeów. Naprawdę można, nawet bez wielkiego wysiłku, wyobrazić sobie Bayern bez Lewandowskiego w spotkaniach Bundesligi z: Hoffenfeim, Augsburgiem, Unionem Berlin i Eintrachtem Frankfurt. Wiadomo jak jest ważny dla drużyny, ale nawet bez niego powinna sobie poradzić w tych czterech.

Jego nieobecność w ćwierćfinale Pucharu Niemiec z Schalke 04 Gelsenkirchen również nie powinna być opisywana w kategorii końca świata. Lewandowski nie zagra też w rewanżowym spotkaniu Ligi Mistrzów z Chelsea. Ale po wtorkowym zwycięstwie 3:0 w Londynie trener powinien dać mu odpocząć za trzy tygodnie, nawet gdyby był zdrowy. O jakim więc szoku mowa?

I przepadną jeszcze marcowe mecze reprezentacji Polski. Może nawet lepiej. Wartość Lewandowskiego jest przecież znana, niech w ofensywie sprawdzają się inni, on nie musi. Zmiennicy dostaną wymarzoną szansę.

Gdy się to wszystko zsumuje i zapyta – „kiedy Lewandowski powinien być kontuzjowany, jeśli już kiedyś musi?”, można zaryzykować twierdzenie, że termin wybrał sobie wręcz perfekcyjnie. Równie perfekcyjnie jak uderza piłkę z obu nóg (głową też!), z dowolnej pozycji. O jakim więc pechu mowa?

Mało ryzykowne wydaje się też twierdzenie, że przymusowa przerwa w grze pozwoli mu nieco odpocząć w trakcie sezonu, podczas którego jest przecież mocno eksploatowany. Jeśli w jego przypadku zasadne jest użycie słowa „pech”, to wyłącznie w kontekście rekordu Gerda Müllera, który ma teoretycznie szansę jeszcze pobić. Legendarny napastnik Bayernu zdobył w Bundeslidze w sezonie 1970/71 40 bramek. Lewandowski w dotychczasowych 23 meczach strzelił już 25 goli. Bez tych czterech spowodowanych przymusową przerwą ciężko będzie zaliczyć kolejnych piętnaście trafień do końca sezonu. Więc tylko rekordu żal...

▬ ▬ ● ▬