Tylko sześć punktów z nieba do piekła

Fot. Trafnie.eu

Liverpool może mieć dwie drużyny w Lidze Mistrzów w przyszłym sezonie. Bardzo bym się z tego ucieszył, bo to naprawdę wyjątkowe miejsce dla futbolu.

Po niedzielnych meczach w Premier League lideruje Liverpool FC, walczący o swój pierwszy tytuł od 1990 roku. Może zostać wyprzedzony przez trzeci w tabeli Manchester City, który traci do niego cztery punkty, ale ma do rozegrania dwa zaległe mecze.

Z kolei piąte miejsce zajmuje Everton z punktem straty do czwartego Arsenalu, ale i jednym więcej meczem do rozegrania od rywali, których rozbił w niedzielę na Goodison Park 3:0. A czwarte miejsce gwarantuje start w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów!

Od czerwca 2012 roku menedżerem Liverpoolu jest Brendan Rodgers. Pierwszy sezon zakończył na siódmej pozycji nie gwarantującej nawet startu w Lidze Europejskiej. Dla tak słynnego klubu to więcej niż porażka. A bolała jeszcze bardziej, bo uplasował się bezpośrednio za Evertonem.

Gdyby Rodgers prowadził równie utytułowany klub w innym europejskim kraju mogę się założyć, że po pierwszym sezonie zostałby wywalony z hukiem z roboty. Ale w Anglii są trochę inne realia (na szczęście!), a już w Liverpoolu naprawdę wyjątkowe. Dlatego pochodzący z Irlandii Północnej menedżer zachował posadę, a wyniki prowadzonej przez niego drużyny pokazują, że w piłce warto być cierpliwym.

Ten warunek był spełniany bez zastrzeżeń przez wiele lat w drugim klubie w Liverpoolu. Dlatego w Evertonie mógł w spokoju pracować aż przez jedenaście lat David Moyes. Nie czuł zupełnie presji ze strony zwierzchników, choć nie zdobył z drużyną żadnego trofeum. Ale zachciało mu się nowych wyzwań i ma teraz za swoje.

Jego Manchester United plasuje się w tabeli tuż za Evertonem. Co prawda aż z sześcioma punktami straty, ale gdyby poważnie traktować opinie jakie pojawiały się w tym roku w angielskich mediach, można by dojść do wniosku, że już spadł z Premier League. Moyes jest kopany i poniewierany na spółkę przez dziennikarzy z kibicami własnego klubu. Wymyślają mu od nieudaczników żądając natychmiastowej dymisji.

Można powiedzieć, że Moyes mieszka teraz w piekle, oczywiście na własne życzenie. Natomiast Roberto Martínez, który zastąpił go w ubiegłym roku w Evertonie, czuje się jak w niebie. Wręcz dosłownie, bo po niedzielnym zwycięstwie nad Arsenalem prezes klubu Bill Kenwright wychwalał go pod niebiosa! Nie potrafił znaleźć słów, by opisać jak wspaniałą pracę wykonał z drużyną. Wynika z tego niezbicie, że niebo od piekła dzieli sześć punktów (plus zaległy mecz).

Menedżerom na całym świecie mogę dać dobrą radę. Jeśli kiedykolwiek dostaniecie propozycję pracy w Liverpoolu nie zastanawiajcie się nawet przez moment. Lepszego miejsca do roboty w piłkarskim fachu nie znajdziecie...

▬ ▬ ● ▬