Uczta w Tbilisi!

Fot. Trafnie.eu

Barcelona pokonała Sevillę 5:4 po dogrywce w spotkaniu, które będzie się wspominać latami. Szczęśliwi, którzy mogli obejrzeć go na żywo. Patrz – autor!

W języku gruzińskim są dwa słowa – klucze: supra i tamada. Pierwsze oznacza ucztę, do jakiej chętnie zasiadają Gruzini. Drugie, człowieka wznoszącego podczas tej uczty toasty. Wtorkowy mecz o Superpuchar Europy był nie tylko ogromnym wydarzeniem w gruzińskiej stolicy, ale idealnie wpisał się w miejscową tradycję. Ponad pięćdziesiąt tysięcy ludzi na trybunach zobaczyło prawdziwą piłkarską ucztę. A zagrania Lionela Messiego i spółki przypominały wznoszenie toastów.

Gruzini wreszcie nie musieli jechać do Europy, by zobaczyć dwie porządne drużyny w akcji. Wielki piłkarski świat przyjechał raz do nich. Już podczas rozgrzewki wyczuwało się na trybunach atmosferę podniecenia. I szybko zostało zaspokojone w niewiarygodnym widowisku.

Zaledwie po kilku minutach było 2:1 dla zwycięzcy Ligi Mistrzów po trzech fantastycznych trafieniach z rzutów wolnych w wykonaniu Argentyńczyków - Banegi i Messiego. Później niesamowita wręcz dominacja Barcelony na białym tle koszulek rywali. Ale emocje się dopiero zaczynały. Było już 4:1, gdy Sevilla zdołała wyrównać na 4:4. Czyli dogrywka i jazda bez trzymanki do samego końca. W sumie dziewięć bramek, z tą zwycięską strzeloną pod koniec dogrywki. A jeszcze w 120 minucie Sevilla mogła (powinna) zdobyć wyrównanie. Ufffff...

Ciekawy moment nastąpił w 85 minucie. Miejscowi kibice dopingowali Barcelonę. Zawsze najłatwiej wspierać najsilniejszych. Garstka sympatyków Sevilli miała więc przeciwko sobie prawie cały stadion. Ale ten stadion zaczął wtedy niespodziewanie skandować - „Sevilla, Sevilla”. Gruzini byli pod takim wrażeniem jej gry po przerwie, że dopingowali sam... mecz. Bo gdy sędzia zakończył drugą połowę, rozlegały się owacyjne brawa – będzie jeszcze dogrywka, czyli minimum trzydzieści minut dodatkowej uczty!

Przed spotkaniem jako faworyta wskazywano Barcelonę. A w tle pojawiało się pytanie - czy uda się wyłączyć z gry Messiego? Rafael Pineda, z hiszpańskiego dziennika „El Pais”, popełnił dla swojej gazety tekst zapowiadający mecz z Grzegorzem Krychowiakiem w roli głównej. Była to próba analizy, czy ten powstrzyma największą gwiazdę Barcelony. Gdy rozmawiałem dzień przed meczem z hiszpańskim dziennikarzem, nie mógł się wprost nachwalić Polaka:

- Dla mnie był najlepszym zawodnikiem Sevilli w poprzednim sezonie. Nie mam co do tego żadnej wątpliwości. Zresztą trener Unai Emery wielokrotnie go chwalił. Podkreślał, że dzięki „Krycho” drużyna czuje się pewnie w defensywie. I że jest to piłkarz, który sam potrafi rozstrzygnąć losy meczu.

Kiedy następnego dnia Pineda obejrzał wyjściowy skład, a w nim Polaka ustawionego na środku obrony (jak przewidywano), miał już pewne wątpliwości:

- Wiadomo, jak wspaniałym zawodnikiem jest Messi. Najgroźniejszym, gdy się rozpędzi i wbiega w pole karne. Wtedy wprost nie można go powstrzymać. Uważam, że Krychowiak jest jednak lepszy jako defensywny pomocnik, niż stoper.

Tego dnia trudno byłoby komukolwiek powstrzymać genialnego Argentyńczyka. To zadanie niewykonalne. A sam Krychowiak, gdy miałem okazję zapytać go po meczu w strefie wywiadów, tak ocenił ucztę w Tbilisi:

- Mecz piłki nożnej to kwestia detali. Jeden gol, chwila nieuwagi i kompletna zmiana obrazu gry. Mieliśmy większe problemy w pierwszej połowie, mimo szybko strzelonej bramki, a w drugiej goniliśmy wynik. I udało się strzelić wyrównującą bramkę. Niestety w końcówce Sevilla grała beze mnie, bo miałem ogromne problemy z bieganiem z powodu bólu plecow. Szkoda, bo naprawdę była szanse, żeby to wygrać, gdybyśmy grali jedenastu na jedenastu.

Spojrzałbym na to zupełnie inaczej. Dobrze, że w tej uczcie w Tbilisi na boisku był także przedstawiciel polskiej piłki!

▬ ▬ ● ▬