UEFA ma problem?

Fot. Trafnie.eu

Wtorkowy mecz Albanii z Polską jest szeroko komentowany, co nie powinno dziwić. Dwie kwestie wydają się niezmiernie intrygujące, przynajmniej dla mnie.

Wydarzenia z drugiej polowy, które doprowadziły do przerwania meczu, były naturalną konsekwencją gorącej atmosfery panującej na trybunach od pierwszej minuty. Problemy zaczęły się już wcześniej pod stadionem, gdy miejscowi chuligani próbowali dobrać się do naszych. W powietrzu zaczęły fruwać kufle, ale policja na szczęście szybko opanowała sytuację. Tak przynajmniej zrelacjonował mi naoczny świadek zadymy.

Gdy czytam niektóre komentarze, odnoszę wrażenie, że dotyczą wydarzeń z dzikiego kraju, gdzie biją i nienawidzą obcych. Ale taki obraz ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Jako jeden z tych obcych przez kilka dni czułem się niczym wybraniec losu, z którym wszyscy obchodzili się w wyjątkowy sposób.

Przyznać muszę, że z Albańczykami nie zawsze łatwo się dogadać. No, chyba że ktoś zna język włoski. Jego powszechna znajomość stanowi efekt bliskości obu krajów i związanych z tym wielu zależności historyczno-polityczno-kulturowych. Temat rzeka, więc nawet nie będę go rozwijał. Dodam tylko, że po włosku niestety nie mówię, więc gdy musiałem poprosić kogoś o pomoc w najprostszych sprawach na ulicy, choćby pytając o drogę, zaczynały się problemy, bo ze znajomością angielskiego bywa już gorzej. Ale dzięki temu mogłem przynajmniej lepiej poznać Albańczyków.

Są niezwykle życzliwie nastawieni do cudzoziemców! Choć często nie potrafiłem się z kimś dogadać, widziałem w przypadkowo napotkanym człowieku zawsze mnóstwo pozytywnej energii. Zaczynał w ożywiony sposób gestykulować, by spróbować pokonać barierę językową. Czułem, że oddałby serce, nawet dwa, żeby tylko pomóc. Nikt nie próbował mnie zbyć na zasadzie – nic nie rozumiem, spadaj kolego.

Dlatego gdy widziałem na trybunach wrogo nastawiony tłum, zacząłem się zastanawiać, jak to możliwe, że składa się z przedstawicieli tego samego narodu tak życzliwych przecież poza nim? To dowodzi niezbicie, co piłka może zrobić z ludzi, nie tylko w Albanii zresztą. Kiedy idą na stadion, przestawiają mózgi na inne częstotliwości, czego namacalny efekt oglądaliśmy w Tiranie we wtorkowy wieczór.

Jest jeszcze druga równie intrygująca kwestia związana z opisanym meczem. Otóż piękny obiekt w Tiranie ma być w przyszłym roku gospodarzem pierwszego finału nowych klubowych rozgrywek – Ligi Konferencji Europy! Jest wielce prawdopodobne, że FIFA za chwilę zabroni rozgrywania na nim meczów reprezentacji Albanii, karząc ją w ten sposób za wybryki kibiców.

I co dalej? Stadion zostanie odwieszony na finał? Oczywiście można stwierdzić, że jedne rozgrywki nie mają z drugimi nic wspólnego, że nawet organizowane są przez różne federacje. Wszystko prawda, ale w pewnością UEFA będzie miała z tym przynajmniej wizerunkowy problem. Chyba już ma.

Czyżby kolejne rozdwojenie jaźni? Obiekt w Tiranie oficjalnie nazywa się Air Albania Stadium. UEFA konsekwentnie odmawia używania takich komercyjnych nazw na swoich imprezach. Dlatego finał ma się odbyć na stadionie ochrzczonym na potrzeby tego jednego meczu - Arena Kombëtare.

Czy z podobną selektywną metodą postrzegania rzeczywistości będziemy mieli do czynienia w maju przyszłego roku? Że niby doszło do chuligańskich wybryków na tym stadionie, ale przecież w innych rozgrywkach, więc można udawać, że nic się nie stało?

▬ ▬ ● ▬