2012-10-30
Urodziny rozkapryszonego Boga
Diego Armando Maradona kończy dziś 52 lata. Niestety, z tej okazji postanowił po raz kolejny zostać trenerem.
Piłkarzem był genialnym. Apogeum jego kariery stanowiły mistrzostwa świata w Meksyku w 1986 roku. Jako kapitan drużyny poprowadził Argentynę do tytułu. Wydawał się dzieckiem szczęścia, a okazał się wiecznym dzieckiem, szczególnie po zakończeniu piłkarskiej kariery. Choć problemy zaczęły się jeszcze w czasie jej trwania.
Ciągle próbował wszystkich oszukiwać. Najpierw obrońców na boisku, co przychodziło mu z łatwością, bo potrafił zrobić z piłką dosłownie wszystko. Z przedstawicielami komisji antydopingowych było już gorzej, choć używał do tego nawet plastykowego... penisa, w którym znajdowała się próbka moczu innego zawodnika. Urzędnicy podatkowi we Włoszech też nie dawali mu wiary, a pozostawił po sobie nie zapłacone podatki w wysokości 25 milionów dolarów!
Rozpadło się jego małżeństwo, gdy żona przestała przymykać oczy na liczne romanse. Jak zresztą mógł dłużej odgrywać przykładnego męża, gdy włoski sąd oficjalnie uznał, że jest ojcem nieślubnego dziecka, którego dorobił się w okresie gry dla Napoli?
Zbuntował się też jego organizm. No bo jak długo można ćpać bezkarnie? W 2004 roku Maradona w stanie krytycznym trafił do szpitala. Od wielu lat zupełnie uzależniony od narkotyków, był o krok od śmierci. Przyznać trzeba, że ta jedna lekcja na coś mu się przydała, potrafił wyciągnąć wnioski. Nie znalazł się już w tak krytycznej sytuacji.
Najdłużej udało mu się oszukiwać kibiców. Skoro Argentyńczykom zabrakło zdrowego rozsądku i zgodzili się, by trenował ich reprezentację, powinni liczyć się z konsekwencjami. Koniec mógł być tylko jeden – jakaś piękna katastrofa. I była. Takich batów jak od Niemców w Kapsztadzie w ćwierćfinale mistrzostw świata Argentyńczycy nie dostali dawno - 0:4! Grubasek Diego rozpaczliwie podskakiwał przy linii bocznej, wyrzucając w górę kilka(naście) kilogramów nadwagi. Dramat, kompromitacja…
W ubiegłym roku Maradonie znów udało się kogoś nabrać. Tym razem szejków z Dubaju. Został trenerem miejscowego klubu Al-Wasl. Utrzymał się na stołku przez ponad rok, co niewątpliwie należy uznać za sukces. Chyba Diego też w to uwierzył, bo ostatnio zatęsknił za trenerskim życiem. Tuż przed jego urodzinami gruchnęła wiadomość – może zostać menedżerem Blackburn Rovers. Szefowie angielskiego klubu nie są takimi ignorantami, by nawet pomyśleli o Argentyńczyku. To raczej pobożne życzenie jego agenta. Blackburn w tym roku spadł z Premier League, ale i tak stanowi za wysokie progi dla trenerskich zdolności (czy raczej ich braku) Diego. Gdyby ktoś chciał go jednak zatrudnić, natychmiast wyślę też swoje CV. Mam nad nim przewagę - po mnie trzeba będzie krócej sprzątać.
Maradona w Argentynie jest traktowany jak Bóg. Ma nawet swój własny kościół. Obchodzone dziś urodziny czczone są jako "dzień narodzin Boga". Z głodu nie umiera. Po co mu jeszcze jakaś praca trenerska? Zdecydowanie lepiej nadaje się do roli rozkapryszonego Boga. I chyba tylko do niej.
▬ ▬ ● ▬