VAR i nie wszystko jasne

Fot. Trafnie.eu

Okazuje się, że w piłce nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego coś, co miało być jej zbawieniem, od razu okazało się prawdziwym utrapieniem.

Mowa o VAR, czyli systemie powtórek wideo. Jest już powszechnie używany podczas Pucharu Konfederacji w Rosji. Czekano na niego, jak na zbawienie. A gdy się wreszcie doczekano, zaczął budzić takie same niezdrowe emocje, jak wcześniej niesłusznie uznane bramki oraz inne pomyłki sędziowskie.

Kiedy o systemie VAR jeszcze się głównie mówiło i pisało, zastanawiając się, jak powinien być wykorzystany, początkowo zakładano, że powtórki na monitorze przy bocznej linii powinien oglądać sędzia główny. I rzeczywiście ma taką możliwość, choć to dla mnie rozwiązanie kompletnie niedorzeczne.

Jak człowiek biegający po boisku ma nagle za boczną linią skupić się i skoncentrować na śledzeniu sytuacji na ekranie monitora? Wymaganie od niego perfekcji i precyzji w takim momencie jest równie nierealistyczne, jak domaganie się bezbłędnego sędziowania podczas meczu.

Od początku twierdziłem, że aby VAR stał się prawdziwą pomocą w piłkarskim meczu należy wyznaczyć do tego dodatkowego sędziego. Siedząc w pomieszczeniu przed ekranem monitora, mając do dyspozycji powtórki w dowolnej liczbie, mogą wykonywać zadanie właściwie.

FIFA poszła w końcu także po rozum do głowy i już nie każe arbitrowi głównemu biegać za boczną linię, daje mu tylko taką możliwość. Dostaje sygnał od sędziów VAR jaką podjąć decyzję. Jeśli im ufa, podejmuje. Czyli na szczęście rozsądek zwyciężył, co lepiej wróży wykorzystaniu nowoczesnej technologii na użytek futbolu.

Ale jeszcze trochę czasu upłynie, zanim innowacje zostaną zaakceptowane bez zastrzeżeń przez głównych aktorów piłkarskiego widowiska, czyli zawodników. Świadczy o tym dobitnie przykład z meczu o Puchar Konfederacji pomiędzy Chile i Kamerunem. Gdy pierwsza z tych drużyn zdobyła bramkę, jej zawodnicy zdążyli odegrać nawet „cieszynkę”, ale arbiter zaczął studzić ich radość. Pokazał charakterystycznym gestem kształt prostokąta stanowiący symbol ekranu, czyli systemu VAR. No i się zaczęło…

Chilijski gwiazdor Arturo Vidal ostro pyskował pod nosem, oburzony, że anulowano gola zdobytego przez jego drużynę. Choć trzeba podkreślić, że decyzja sędziego była słuszna. Kiedy Vidal schodził na przerwę do szatni inni zawodnicy musieli go nawet wypychać do tunelu, bo ciągle się jeszcze „gotował” w środku.

Okazało się, że piłkarz ma zawsze rację! Nieważne co wydarzyło się na boisku. Ważne, by decyzja sędziego była korzystna dla jego drużyny. Z takim przeświadczeniem wychodzi na mecz. Żadne argumenty, typu udokumentowany obraz na ekranie, nie pomogą. Mentalność znacznie trudniej zmienić niż metody oceny boiskowych sytuacji. Musi wyrosnąć nowe pokolenie, może ze dwa, wychowane od dziecka na VAR, by coś się w tej kwestii zmieniło.

▬ ▬ ● ▬