Ważne jak się kończy

Fot. Trafnie.eu

Reprezentacja Hiszpanii wygrała 2:1 z broniącymi tytułu Niemcami w finale mistrzostw świata do lat dwudziestu jeden rozegranym we włoskim Udine.

To właściwie tylko jeden z finałów spośród wielu imprez, który został niedawno rozegrany lub rozegrany zostanie niebawem. Gdy je wyliczałem przed kilkunastoma dniami, niestety, co przyznaję ze wstydem, zapomniałem aż o dwóch - Złotym Pucharze CONCACAF i Pucharze Nardów Afryki. To tylko świadczy jaki wysyp piłkarskich turniejów nastąpił w tym roku na przełomie czerwca i lipca.

W Anglii prawdziwy szał związany z „Lwicami”, czy żeńską reprezentacją, która awansowała do półfinału mistrzostw świata rozgrywanych we Francji, by we wtorek zmierzyć się w nim z Amerykankami. Jedna z linii lotniczych wykorzystała nawet motyw kobiecej piłki w swej reklamie, którą widziałem w telewizji Sky News, co dobitnie świadczy o randze jaką ów występ już zyskał.

Książę William był pod wrażeniem zwycięstwa 3:0 w ćwierćfinale nad Norwegią, dlatego wysłał gratulacje i zapewnienie, że „w półfinale będzie was wspierał cały kraj”. Gra „Lwic” jest porównywana do wyczynu panów na mistrzostwach świata w Rosji przed rokiem, co stanowi kolejny dowód uznania dla dzielnych angielskich dziewuch. Ich ostatnie zwycięstwo obserwował na żywo w Hawrze David Beckham, co stanowi…

Na razie wystarczy. Na resztę poczekajmy do wtorkowego meczu, bo trenera Phila Neville’a już poniosło. Stwierdził, że Lucy Bronze, czyli jedna z jego „Lwic”, jest najlepszą piłkarką na świecie. Ma oczywiście prawo do takiej opinii. Ale stwierdzenie, że sam nigdy „nawet się nie zbliżył do jej poziomu”, gdy grał w reprezentacji Anglii, było już przesadą, nie tylko dlatego, że zaliczył w niej ponad pół setki występów.

Wiadomo, że w finale Copa America na pewno nie zagra Urugwaj. Poległ w ćwierćfinale z Peru, choć dopiero po serii rzutów karnych zaordynowanych po bezbramkowym remisie. Jedynego zmarnował Luis Suarez. Musiał go z tego powodu pocieszać w internecie dawny koleżka z Barcelony Neymar.

Ja nad Urugwajczykiem litował się nie będę, choćby dlatego, że ma za wiele na sumieniu i pewny jestem, że jeszcze mieć będzie. Dlatego spudłowanego karnego odbieram jako swoistą karę za niedawną błazenadę, czyli próbę przekonania sędziego, że powinien podyktować rzut karny dla jego reprezentacji, za zagranie ręką w polu karnym przez… bramkarza.

I na koniec mecz, od którego zacząłem. Hiszpanie zrewanżowali się Niemcom za porażkę w finale mistrzostw Europy do lat dwudziestu jeden sprzed dwóch lat w Krakowie. Wtedy przegrali 0:1 dając sobie strzelić bramkę w pierwszej połowie, by później, mając ogromną przewagę, już do końca meczu bezskutecznie próbować odrobić straty.

W finale tegorocznych mistrzostw wygrali 2:1, pozwalając Niemcom strzelić kontaktową bramkę pod sam koniec spotkania. Dla mnie zdecydowanie zasłużyli na tytuł, czarując wyszkoleniem technicznym i grą na jeden kontakt. Nie wiem, czy mam prawo trochę się ich czepiać, że po imponującym początku oddali później Niemcom inicjatywę, skoro grali w trzydziestostopniowym upale.

Przypomnę, że przyszli mistrzowie zaczęli w naszej grupie od porażki z Włochami, w odróżnieniu od piłkarzy Czesława Michniewicza, którzy na inaugurację pokonali Belgów. Czyli - nieważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy! I nie sądzę, by wielkim pocieszeniem dla naszych orłów był fakt, że mistrzami zostali piłkarze, którzy wcześniej zleli ich pięcioma bramkami.

▬ ▬ ● ▬