Większa, ale czy lepsza?

Fot. Trafnie.eu

Rozpoczął się nowy sezon Ekstraklasy. Po dwudziestu trzech latach znów powiększonej. Czy słusznie? Jakoś nie zauważyłem, by to kogoś niepokoiło.

Pamiętam, że gdy poprzedni raz tak zwani działacze zbierali się, by dywagować nad reformą rozgrywek, robili to z zamiarem zmniejszenia ligi. A wyszło tak, że ją powiększyli. Czyli teraz już sukces na starcie, bo od dawna przebąkiwano o zwiększeniu liczby drużyn i tak zrobiono, a nie na odwrót. W rozpoczętym sezonie będzie w niej rywalizować osiemnaście, trzy ostatnie spadną z ligi.

Czy ten manewr okaże się korzystny? Wątpię, choć daj Boże, by tak było. Ale raczej nie będzie, bo potencjał polskiego futbolu jest niewiarygodnie ubogi. Jedna z eksportowych drużyn za kilka dni będzie grała mecz w Lidze Konferencji Europy nie na swoim stadionie, ale 130 kilometrów od domu. Raków Częstochowa, bo o nim mowa, wystąpi „u siebie” w Bielsku-Białej, bo jest typowym przykładem klubu w polskiej piłce, którego drużyna przerosła jego możliwości organizacyjne.

Równie wymowny przykład stanowi Warta Poznań. Cały ubiegły sezon grała na obcym stadionie w Grodzisku Wielkopolskim, bo jej nie spełnia wymogów licencyjnych. I ta drużyna ze skromniutkim budżetem o mało nie zakończyła ligi na miejscu gwarantującym start w europejskich pucharach. I jeszcze wyprzedziła w tabeli bogatych sąsiadów o wielkich aspiracjach, czyli Lecha.

To wszystko pokazuje jak niewiele trzeba, by w polskiej piłce zaistnieć, by skompletować drużynę, która może walczyć nie tylko o utrzymanie, ale czołowe miejsca. A stworzyć ją z zawodników z nazwiskami nie rzucającymi na kolana.

Jeśli do takiej nie za mocnej ligi wciskane są dwie dodatkowe drużyny, na pewno nie podniosą jakości rywalizacji. Bo na zdrowy rozum nie mają prawa. Z czysto sportowego punktu widzenia nie ma żadnych przemawiających za tym przesłanek. Ale chyba mało kogo to martwi. Tym bardziej, że Ekstraklasa S.A., czyli spółka zarządzająca rozgrywkami, tuż przed ich startem tradycyjnie pochwaliła się kolejnymi sukcesami (za: ekstraklasa.org):

„Rada Nadzorcza przyjęła najwyższy w historii budżet Ekstraklasy. Łącznie do podziału w sezonie 2021/22 jest 230 mln zł, jednak zarząd Ekstraklasy pracuje nad tym, by kwota ta była jeszcze wyższa”.

I drugi powód do dumy:

„Ekstraklasa S.A. rozszerzyła także zasięg zagranicznych transmisji rozgrywek ligi podpisując umowy na sezony od 2021/22 do 2024/25 obejmujące 23 kraje, co też jest źródłem dodatkowych wpływów do ligowej kasy”.

Będzie więcej kasy, więc na pewno da się zarobić. Dobra informacja dla wszystkich związanych bezpośrednio lub pośrednio z osiemnastoma klubami. Nie sądzę jednak, by te kluby stały się bogatsze, za to z pewnością staną się ci, którym do wspomnianej kasy uda się przyssać.

Szczęśliwi agenci, bo dwie drużyny więcej, to mnóstwo nowych miejsc pracy, gdzie mogą opchnąć swoich klientów. Bo w Ekstraklasie naprawdę da się żyć. Dlatego przed nowym sezonem wylądował w niej potężny desant tych, którzy już wcześniej w niej grali, a chcieli spróbować jak smakuje chleb w silniejszych ligach. I spróbowali, choć raczej bez powodzenia.

W powiększeniu ligi najmniej ważny był aspekt związany z jej poziomem. Najważniejszy, że kluby się dogadały, jak podzielić środki na osiemnaście, a nie szesnaście części. A skoro się dogadały, reszta nie ma już większego znaczenia. Byle tylko trener Paulo Sousa znów niepotrzebnie nie marudził, że piłkarze z Ekstraklasy nie potrafią reagować na boisku równie szybko, jak ci z zachodnich lig. Bo komu takie uwagi potrzebne?

▬ ▬ ● ▬