Winny mile widziany

Fot. Trafnie.eu

Z mnóstwa komentarzy przelewających się przez rodzime media po przegranym meczu z Austrią, co najmniej kilka prowadzi do ciekawych wniosków.

Generalnie naród jest rozczarowany swoją reprezentacją. I tu nasuwa się pierwsze pytanie – czy nie za bardzo? Przecież czytając wszelkie prognozy i przewidywania przed mistrzostwami, właśnie - na co liczono? Może trochę na cud? A może na dobrze znane w ojczyźnie - „jakoś to będzie”? A skoro jakoś będzie, na pewno damy radę.

Wyciąganie właściwych wniosków na pewno nie jest mocną cechą narodu, do którego też należę. Tak samo jak kojarzenie faktów. Bo gdy przeanalizować uczciwie argumenty przemawiające za tym, że Polska szanse na wyjście z grupy ma marne, może łatwiej byłoby znieść fakt, ze właśnie z niej nie wyszła i już nie wyjdzie.

A zamiast tego, choć podobno przed tymi mistrzostwami nie pompowano nastrojów jak przed wcześniejszymi, było trochę ułańskiej fantazji – Holendrom powinno się udać urwać punkt, Austriaków ograć, a wtedy może coś i z Francją się uda? Jak się nie uda i tak pewnie uda się awansować. Tylko z trzeciego miejsca, ale przecież to grupa śmierci, więc wstydu nie ma.

Najbardziej w licznych komentarzach podobał mi się wniosek, że trener Michał Probierz na pewno nie jest winny, bo winnego znaleziono! To obrońca Paweł Dawidowicz, mocno zamieszany w stracone bramki. Szczególnie pierwszą, gdy „na radar” krył strzelca gola Gernota Traunera. Wniosek prosty, na miarę współczesnych mediów, w których wszystko musi być proste i oczywiste. Jest więc winny, nad którym można się poznęcać, a nawet trzeba, by poprawić sobie samopoczucie.

I w tym tkwi właśnie pułapka. Bo lincz na Dawidowiczu prowadzi do wniosku, że jeśli trener go odstawi, reszta zawodników na pewno bez niego da radę. Otóż nie da, gwarantuję, tak jak nie dała bez Bartosza Salamona, który, choć w nieco mniejszym stopniu jak Dawidowicz, był obwiniany za porażkę z Holandią. Z Austrią nie zagrał, ponieważ zdolny do gry po kontuzji był właśnie Dawidowicz, którego we wcześniejszym spotkaniu z konieczności zastąpił.

I co? Dlaczego wszyscy, czy prawie wszyscy, tak łatwo pastwią się nad nim, a przed meczem nikt nie apelował do Probierza, żeby go odstawił z podstawowego składu? Bo oczywiście wszyscy są mądrzy po czasie, to wręcz jedna z narodowych cech. Zawsze łatwiej skopać po kolejnym przegranym meczu piłkarzy, niż wcześniej zauważyć, zanim jeszcze wyjdą na boisko, że nie mają wielkich szans na wygraną.

▬ ▬ ● ▬