Witaj w naszym piekiełku

Jak po każdym meczu reprezentacji komentarzy mnóstwo. Tym razem chyba zdecydowanie więcej, prawdziwy wysyp, bo to debiut nowego selekcjonera.

Jeszcze niedawno był zachwycony przyjęciem, jakie mu zgotowano w Polsce. Być może po pierwszym meczu zmieni zdanie, bo miodowy miesiąc zdecydowanie dobiegł końca. Powiedziałbym nawet, że Paulo Sousa ma trochę pod górkę. A może nawet bardziej niż trochę, biorąc pod uwagę wiele opinii. Dlatego nie będzie przesady w stwierdzeniu, że niektórzy już wywiesili transparent – witaj w naszym piekiełku!

Chyba najmocniej przejechał się po nim były reprezentant Polski Jacek Bąk (za: sport.pl):

„Sousa spowodował kompletny chaos w obronie. Uważam go za trenera, który wie, o co chodzi, więc tym mocniej się dziwię, że zrobił taką głupotę. No co ja mam powiedzieć? Że trener dobrze ustawił zespół? No nie, bardzo słabo to wszystko wymyślił. Nasi wahadłowi 95 procent piłek grali do tyłu, bałagan mieliśmy straszny”.

Zakpił sobie nawet z jego aparycji:

„Sousa ładnie wygląda, ma elegancki garnitur, ładnie mówi, ale - mam nadzieję - że właśnie się przekonał, że nie jest łatwo być trenerem reprezentacji Polski. Taki trener nie powinien aż tak wydziwiać. Przekombinował. Na szczęście wynik mamy lepszy od gry. Teraz Sousa powinien iść do kościoła i dać na tacę. A później koniecznie wyciągnąć wnioski przed meczem z Anglią”.

Dla mnie największą głupotą było nie to, co Sousa robił, ale co wygadywał po meczu. Stwierdzenie, że „zasłużyliśmy na więcej niż jeden punkt” należy uznać za szczyt roztargnienia. Tym trudniejszy do zrozumienia, że jednocześnie potrafił niezwykle krytycznie wypunktować kto czego w drużynie nie robił jak należy (Helik, Moder, Reca, Szymański) i skąd brały się jej problemy. Sztuką jest umieć przyznać się do błędów, a jeszcze większą, dla trenera, skorygować własne podczas meczu. Chyba więc Sousa nie jest takim niedojdą, skoro potrafił odpowiednimi zmianami odmienić jego losy. Może mieszanie go z błotem po pierwszym meczu to jednak lekka przesada?

Za to wielką przesadą było czepianie się przez Portugalczyka sędziów po zakończeniu spotkania. Mam nadzieję, że stanowiło jednorazowy występ i nie wejdzie na stałe do jego repertuaru.

Inny były reprezentacyjny obrońca Tomasz Kłos nie mógł się nadziwić (za: sport.tvp.pl):

„Straciliśmy trzy gole z przeciętnym zespołem. Przecież to nie była drużyna klasy Anglików”.

A Polska to drużyna klasy Anglików, żeby tak się dziwić?

Postanowiłem na koniec wyzwolić się ze zdecydowanie zbyt gęstej atmosfery i zaproponować coś na poprawienie nastroju. Swojego poprawiać nie muszę, bo potrafię od lat właściwie ocenić możliwości drużyny, której czwartkowy występ wzbudził tyle emocji. Bezkonkurencyjny w opisie wydarzeń okazał się Szymon Łątkowski, który z Budapesztu dla Tik Toka relacjonował tak:

„Cała Polska czekała na debiut Paulo Sousy w roli selekcjonera reprezentacji Polski, a ten okazał się bardziej wstrząśnięty i zmieszany, niż Martini we wszystkich częściach Jamesa Bonda razem wziętych. Przez pierwszą godzinę nasi piłkarze byli bardziej bezradni niż opozycja przez ostatnie sześć lat. Oddali Węgrom więcej prezentów niż Święty Mikołaj i wolontariusze Szlachetnej Paczki razem wzięci. To Madziarzy strzelali do naszej bramki niczym policjanci do instrybutora. Przegrywaliśmy już dwa do zera, gdy selekcjoner Sousa wprowadził więcej zmian niż premier Morawiecki w obostrzeniach. I na szczęście nosa do zmian ma lepszego niż klienci Pablo Eskobara do białego proszku. A rezerwowi odmienili grę naszej reprezentacji szybciej, niż Jezus wino w Kani Galilejskiej. Skończyło się trzy do trzech. Trener reprezentacji Polski żałował swoich błędów, a trener Węgrów powiedział tylko: [za trudne, przynajmniej dla mnie; chyba po węgiersku?]. Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki. Do łamania praworządności i remisu w eliminacjach mistrzostw świata”.

▬ ▬ ● ▬