Wizerunkowe mistrzostwa świata

Fot. Trafnie.eu

Rozpoczął się najsympatyczniejszy okres w sezonie. Nie trzeba grać żadnych meczów. Czyli nie trzeba się też stresować konfrontacją z kimkolwiek.

Uwaga dotyczy wyłącznie polskiej piłki. A początek wspomnianego okresu miał mocny akcent. Postarała się o to Legia prezentując w piątek z pompą swojego nowego trenera, którego szkoleniowy dorobek na razie jest zerowy.

Henning Berg był bardzo miły i grzeczny. Chwalił kogo i co tylko się da. Oczywiście jest pod wrażeniem klubu, w którym od pierwszego stycznia rozpocznie pracę.

Potwierdziło się to, co mówił o nim Grzegorz Sandomierski (chyba jedyny polski piłkarz, który dotychczas z nim pracował), że Norweg nigdy się nie uśmiecha. Powiedziałbym, że prezentuje raczej nową formę uśmiechu – przez zaciśnięte usta. Problem z Bergiem polega na czym innym, że na razie nie powiedział… nic. Proszę przeczytać ten fragment z oficjalnego wywiadu na legia com:

„Bycie liderem na półmetku sezonu to bardzo dobra pozycja wyjściowa przed kolejną rundą rozgrywek. Mam ogromny szacunek wobec pracy, która została wykonana dotąd w Klubie - będzie ona bardzo dobrym podłożem pod dalszy rozwój Legii. Chcemy stać się siłą, z którą będą się liczyć rywale w Europie. Pragnę wykonać krok ku temu, by Legia stała się jeszcze bardziej znaną marką na naszym kontynencie”.

Czy da się coś z tego wycisnąć? Jeszcze ciekawsza była odpowiedź na pytanie czy zostawi dotychczasowych współpracowników Jana Urbana. Norweg wyjaśnił jaki komfort daje mu praca z ludźmi, których już wcześniej znał. I powiedział też jak ważna jest ciągłość pracy w klubie osób z nim związanych. Czyli jakby nie powiedział nic.

Ten wizerunkowy spektakl z nim związany przypomina mi podobne ruchy po zatrudnieniu nowego selekcjonera reprezentacji Polski. Przypomnę, co napisałem w listopadzie, przed pierwszym meczem:

„Aura roztaczana wokół Adama Nawałki na razie ma posmak landrynkowo-cukierkowy. Jest fajnie, a powinno być jeszcze fajniej. Żeby tak po wyborze nowego trenera reprezentacja nie musiała grać żadnego meczu. By ten okres trwał i trwał, jak w bajce... Bez konieczności konfrontowania się z brutalną boiskową rzeczywistością. Szkoda, że się nie da”.

Wtedy już pierwszy mecz przyniósł niestety brutalne otrzeźwienie. W przypadku Legii możemy się łudzić aż do pierwszych konfrontacji w europejskich pucharach, czyli do lata.  

Muszę jednak przyznać, że polska piłka coraz lepiej prezentuje się pod względem wizerunkowym. Gdyby nie trzeba było jeszcze wychodzić na boisko, byłaby w ścisłej światowej czołówce.

 ▬ ▬ ● ▬