2023-02-02
Właściwie bez zmian
Już tradycyjnie na początku lutego nastąpił prawdziwy wysyp informacji związanych z zakończonym ostatniego stycznia zimowym oknem transferowym.
Wnioski z nich płynące nie są zbyt odkrywcze, bo nie mogą. Są najwyżej powieleniem tych sprzed roku. Różne mogą być tylko wydawane kwoty, ale pewne tendencje pozostają niezmienne. Tak na rynku europejskim, jak i rodzimym.
Królami zimowego okna transferowego byli Anglicy. Nie, to zbyt duże uproszczenie. Byli nimi właściciele angielskich klubów, wśród których coraz trudniej znaleźć Anglików, o ile w ogóle można. Światowy kapitał wjechał szerokim strumieniem do Premier League, do tego kolejnym od lat płyną gigantyczne sumy z kontraktów telewizyjnych za prawa do pokazywania meczów tej ligi. Naturalne więc jest, że miejscowe kluby nie mają konkurencji na europejskim rynku transferowym (za: (independent.co.uk):
„Kluby Premier League wydały rekordowe 815 milionów funtów [około 829 milionów euro] w styczniowym oknie transferowym. Wydatki były o 90 procent wyższe niż w poprzednim rekordowym oknie, 430 milionów funtów, w 2018 roku i prawie trzykrotnie wyższe (295 mln) niż w styczniu ubiegłego roku”.
Inne ligi nie mogą się równać z Premier League, skoro wydały (za: przegladsportowy.onet.pl):
„Dla porównania kluby reszty świata ok. 625 mln [euro], w tym z hiszpańskiej LaLiga, włoskiej Serie A, francuskiej Ligue 1 i niemieckiej Bundesligi 258 mln. Łącznie”.
Właściwie nie ma czego komentować. W styczniu firma Deloitte opublikowała raport najbogatszych klubów piłkarskich świata w sezonie 2021/22. W pierwszej trzydziestce było 16 angielskich! Trudno się więc dziwić, że po raz kolejny zdominowały rynek transferowy. Bogaci wydaja coraz więcej, a reszta może najwyżej liczyć, że uda się im kogoś sprzedać za dobre pieniądze (Ukrainiec Mychajło Mudryk – z Szachtara Donieck do Chelsea za 62 mln funtów, czyli 70 mln euro!).
Czy wydatki znajdą wprost proporcjonalne przełożenie na prezentowane umiejętności kupionych zawodników? To nie jest już takie oczywiste. Przekonamy się w najbliższych meczach, czy na przykład najdroższy zakup w angielskiej piłce, nie tylko w styczniowym oknie, Argentyńczyk Enzo Fernandez jest rzeczywiście wart 105 milionów funtów (około 121 mln euro), które Chelsea zapłaciła za niego Benfice Lizbona?
Bez wielkich zmian także w transferach z/do Ekstraklasy. Niektórzy są oburzeni twierdząc, że dwaj najlepsi strzelcy po rundzie jesiennej, Said Hamulic i Davo, „uciekli z Polski”. Nie uciekli, bo jakby nie chcieli wyjeżdżać, pewnie nikt by ich nie zmusił. Zostali sprzedani, gdy tylko znaleźli się na nich chętni. Jacek Kruszewski, były prezes Wisły Płock, której barwy reprezentował Hiszpan Davo, tak ocenił wartość transferu (według medialnych spekulacji) - 600 tysięcy euro, do belgijskiego klubu Eupen (za: przegladsportowy.onet.pl):
„Nie znam obecnej sytuacji finansowej klubu, a dodatkowo nie wiemy, czy faktycznie tyle Wisła otrzyma za Davo. Możliwe, że pieniądze, które Nafciarze dostaną za Hiszpana, są bardzo znaczące i pomogą utrzymać płynność finansową. Wisłą to wciąż klub miejski, a miasto ma ograniczone możliwości”.
Także w przypadku Saida Hamulicia, pochodzącego z Bośni i Hercegowiny, a posiadający holenderskie obywatelstwo napastnika, jego sprzedaż do francuskiego FC Toulouse stanowiła dla Stali Mielec niemal zbawienie. Klub od dawna ma problemy finansowe, a za transfer otrzyma 70 procent z 2,5 miliona euro (30 procent ma zagwarantowane litewski DFK Dainava, z którego przed pół rokiem trafił do Mielca).
To typowe w polskiej piłce. Można dużo mówić o planach, biznesplanach, ambicjach, budowie drużyny, ale jak znajdzie się jakiś chętny na wyłożenie nawet skromnych pieniędzy za najlepszych graczy stanowiących o jej sile, natychmiast wszystko idzie w niepamięć. Takie są realia jednej z wielu prowincjonalnych lig europejskich jaką jest Ekstraklasa.
Ale nie zapominajmy o Davo i Hamuliciu. Ten drugi w dwóch ostatnich kolejkach Ligue 1 nie znalazł się nawet w meczowej kadrze FC Toulouse. Życzę mu jak najlepiej, ale doskonale pamiętam o losach wielu cudzoziemskich gwiazd Ekstraklasy, które miały podbić wielki piłkarski świat, a do niej wracały.
Właśnie do Legii Warszawa wrócił czeski napastnik Tomas Pekhart. Zaledwie po pół roku, które spędził w tureckim Gaziantep FK. I na powitanie stwierdził:
„Jestem bardzo szczęśliwy, że mogę wrócić do domu, do Legii. Ja i cała moja rodzina zawsze czuliśmy się w Warszawie bardzo dobrze”.
Zacytuję moje hasło od wielu, wielu lat towarzyszące takim powrotom – gdzie mu będzie lepiej?
▬ ▬ ● ▬