Włoskie skojarzenia

Fot. Trafnie.eu

On – jeden z filarów polskiej reprezentacji. Ona – dopiero walczy o miejsce dla siebie w futbolowym świecie. Praktycznie nic ich nie łączy. Poza miejscem akcji.

Obejrzałem w internecie filmik wyprodukowany przez www.przegladsportowy.pl z serii „Mecz na wyjeździe”. Odcinek drugi poświęcony został Kamilowi Glikowi. Nosi tytuł „Terribile Polacco”. Obrońca Torino opowiada o najważniejszych momentach związanych z występami w barwach klubu z Turynu.

Tytuł odcinka to określenie, jakie nadali mu kibice. Sam je Glik przetłumaczył jako „niszczący Polak”. Nazwali go też „wariatem”. Jedno i drugie należy uznać za komplement! Pokazują bowiem jakie spustoszenie Glik, obrońca i kapitan Torino, sieje wśród rywali. Za to właśnie cenią go sympatycy klubu.

Film nie pozostawia wątpliwości, że reprezentant Polski jest kimś. Sam zbudował sobie tak mocną pozycję. Wreszcie jakiś Polak liczy się we włoskiej lidze, czyli jednej z najlepszych na świecie. A kiedyś była nawet zdecydowanie najlepsza. Wtedy występował w niej Władysław Żmuda. I opowiadał mi co znaczy tam calciatore, czyli piłkarz. To jest prawdziwe panisko, pół-Bóg (może nawet nie pół?). Gdy chce coś załatwić, otwiera każde drzwi „na twarz”, bo każdy poczytuje sobie za punkt honoru, by coś dla niego zrobić. I później oczywiście się taką znajomością pochwalić.

Akurat jestem we Włoszech, więc wysłuchałem opowieści Glika w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie, mając jeszcze w pamięci wcześniejsze wyjaśnienia Żmudy. Przyjechałem tu w konkretnym celu związanym z piłką nożną. Łatwo się domyślić, że chodzi o Ligę Mistrzów. W Mediolanie byłem na razie tylko przejazdem i na razie nie zauważyłem, by ktoś tam się interesował teoretycznie najważniejszym meczem sezonu w europejskiej klubowej piłce.

Co ciekawe, prawie żadnego zainteresowania nie zauważyłem też w Reggio Emilia. Zdziwionym tą nazwą, pragnę wyjaśnić, że od kilku lat o Lidze Mistrzów należy mówić wyłącznie w liczbie mnogiej. Dokładnie od 2010 roku, gdy po raz pierwszy rozegrano finał prestiżowych rozgrywek także w kobiecej wersji. UEFA postanowiła, że będzie odbywał się dwa dni wcześniej przed pojedynkiem panów. I właśnie w czwartek do boju ruszą drużyny pań VfL Wolfsburg i Olympique Lyon.

Dlaczego ten mecz należy do jednych z moich ulubionych w roku, napiszę wraz z wrażeniami z finału w Reggio Emilia. Na razie chciałbym zwrócić uwagę na jego polski akcent, którym w ojczyźnie raczej nikt się nie interesuje. To błąd, bo może dojść do historycznego wydarzenia.

Otóż w barwach niemieckiej drużyny występuje Polka, Ewa Pajor. To jedna z najbardziej utalentowanych zawodniczek na świecie. Ale liga niemiecka jest światową czołówką, więc nawet tak utalentowana dziewczyna dopiero walczy o swoją pozycję. A w czwartek może zostać pierwszą Polką, która wygra Ligę Mistrzów!

To by nawet idealnie współgrało z miejscem, w którym ma szansę tego dokonać. Reggio Emilia jest bowiem niezwykle ważnym miastem w historii... Polski. Właśnie tu w 1797 roku Józef Wybicki napisał słowa „Mazurka Dąbrowskiego”, który stał się polskim hymnem. Na głównym placu miasta znajduje się pamiątkowa tablica poświęcona temu wydarzeniu.

Ewie Pajor i sobie życzę, by od czwartku Reggio Emilia kojarzyła się nam nie tylko z polskim hymnem.

▬ ▬ ● ▬