Wojna i pokój

Fot. Trafnie.eu

Kolejka bez problemów na trybunach byłaby kolejką straconą. Ta inauguracyjna po zimowej przerwie pod tym względem nie zawiodła oczekiwań.

O fajerwerkach w Warszawie było dość obszernie w sobotę, więc teraz tylko o konsekwencjach karnawału na „Żylecie”. Zamknięcie jej na jeden mecz przez Komisję Ligi Ekstraklasy S.A., która zebrała się w niedzielę na nadzwyczajnym posiedzeniu, na Łazienkowskiej powinni przyjąć z pokorą. I tak chyba zrobił prezes Bogusław Leśnodorski, który, jak czytam, od decyzji nie ma się zamiaru odwoływać.

Na stadionie Legii od lat to samo – doping przez cały mecz, ale i problemy. Trzeba przyznać, że kibicom pokaz siły na meczu z Koroną się udał. Nie wiem czy podobał się prezesowi, bo żadnych jego opinii na ten temat nie znalazłem. Chyba jednak za wesołej miny nie miał. Teraz decyzje uderzają go już bezpośrednio po kieszeni jako jednego z dwóch udziałowców klubu. Przychód Legii w 2014 roku szacowany jest na 110 milionów złotych. Byłby raczej trudny do osiągnięcia, gdyby dalej panowała wojna między jej władzami i kibicami. Oprawa piątkowego meczu stanowiła właśnie swoisty list pożegnalny do byłych właścicieli - ITI. Znalazł się w niej płonący samochód z symbolem ich kanału -TVN Meteo.

Nowy większościowy udziałowiec klubu pochwalił udziałowca mniejszościowego za wykonanie „genialnej roboty”. Tak Dariusz Mioduski mówił o zawarciu pokoju z kibicami za czasów prezesury Leśnodorskiego. Może jednak nie taka genialna, skoro teraz przyjdzie płacić kolejne związane z nią rachunki?

Rządzić klubem w stanie wojny z kibicami nie jest łatwo. Na dłuższą metę prowadzi wręcz do samozagłady. Ale równie trudno kierować nim pod presją takiej demonstracji siły jaką zgotowali w piątek Mioduskiemu i Leśnodorskiemu sympatycy ich ukochanego klubu.   

Ciekawy jestem bardzo jak te relacje dalej będą się układać. Oto prawdziwe wyzwanie dla dwóch biznesmenów, którym zamarzyło się posiadanie ukochanego klubu. Tak trudnych przypadków raczej nie uczyli na Harvardzie, dlatego z zainteresowaniem będę się przyglądał, co z tego wyjdzie. Każda miłość ma przecież swoją cenę…

W Bydgoszczy też problemy, ale sytuacja dokładnie odwrotna niż w Warszawie – totalna wojna kibiców Zawiszy z właścicielem klubu Radosławem Osuchem. Ten na jesieni nie dał im rządzić na trybunach, wezwał na pomoc policję. W sobotę pojechali na mecz wyjazdowy z Cracovią tylko po to, by zwymyślać swoich piłkarzy trzymających w sporze stronę właściciela. Udało im się to niestety, jak drużynie Zawiszy odniesienie zwycięstwa w Krakowie.

W Bydgoszczy sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana niż w Warszawie. Osuch pręży teraz pierś w bohaterskiej walce z chuliganami, choć wcześniej się do nich przymilał.

Oba przypadki raczej rozwojowe. Ten dotyczący Zawiszy nawet bardzo. Bez względu na to, jak będą grali piłkarze z Bydgoszczy i Warszawy, ich kibice na pewno nie dadzą nam o sobie zapomnieć. A tytuł epopei Lwa Tołstoja jeszcze nie raz przyda się w tym kontekście.

▬ ▬ ● ▬