Wszystkie imperia kiedyś upadają?

Fot. Trafnie.eu

Zakończył się kolejny sześciodniowy maraton eliminacji do mistrzostw świata. Szczególnie jeden wynik przykuł moją uwagę, więc warto się nad nim pochylić.

Gdy jednego dnia rozgrywanych jest aż dziewięć meczów, tematów nie zabraknie na pewno. Tym bardziej, że to już krok przed końcem eliminacji. Mnie dała do myślenia porażka 0:4 Holandii z Francją. Może nie tyle sama porażka, co jej wymiar. Jeszcze przed dwoma laty, gdy Holendrzy przegrali eliminacje do EURO 2016, napisałem:
„Mnie się marzy, by reprezentacja Polski miała kiedyś takiego „doła” po zdobyciu na dwóch kolejnych turniejach wicemistrzostwa i trzeciego miejsca na świecie!”

Refleksja wydawała się słuszna. Pół roku później Holendrzy ograli w towarzyskim meczu w Gdańsku Polaków, sprawiając wrażenie, że zaczynają znów prezentować poziom, do jakiego wszystkich przyzwyczaili. Minął kolejny rok i kolejnego wyraźnego kroku w górę nie widać. Bo trudno za taki uznać zwycięstwo u siebie w kolejnym meczu eliminacyjnym z przeciętną Bułgarią.

Na dwie kolejki przed końcem eliminacji Holendrzy mają trzy punkty straty do Szwedów i cztery do Francuzów. Czyżby miało ich zabraknąć w finałach kolejnej wielkiej imprezy? Teraz zaczynam się zastanawiać – czy to problem tego pokolenia, czy generalnie całej struktury holenderskiego futbolu? Bo generalnie łydki przestały już drżeć komukolwiek przed starciem z drużyną w pomarańczowych koszulkach.

Pamiętam jak jeszcze w latach dziewięćdziesiątych podróżowałem autobusem późnym wieczorem przez Holandię. Na horyzoncie co chwilę pojawiały się mocno rozświetlone miejsca. To były zespoły boisk treningowych, na których ganiano w tym czasie za piłką. A znajdowały się dosłownie w każdej wiosce czy miasteczku. Marzyło mi się wtedy – żeby choć kilka takich było w Polsce!

Holandia wydawała się prawdziwym futbolowym imperium. Ajax Amsterdam wygrał Ligę Mistrzów, a potem zdobył jeszcze Puchar Interkontynentalny w Japonii. Reprezentacja w 1998 roku awansowała „tylko” do półfinału mistrzostw świata...

Holenderski system szkolenia uchodził za wzór. Na całym świecie nadal pracuje mnóstwo trenerów z tego kraju. Co się więc stało, że Holendrów leje ostatnio prawie kto chce? Przecież nie można już wszystkich niepowodzeń zrzucać na zwolnionego selekcjonera, uważanego za nieudacznika Danny’ego Blinda.

Może po prostu świat, przynajmniej coraz więcej krajów, dogonił Holandię w organizacji systemu szkolenia i poziomie bazy treningowej? A może Holendrzy za bardzo uwierzyli w swój system, który zaczął nie przystawać do zmieniającej się piłkarskiej rzeczywistości? Problem jest chyba głębszy, niż wydawało się, nie tylko mnie zresztą, jeszcze przed rokiem.

Ponieważ holenderską piłkę darzę sympatią od wielu lat, temat jej kryzysu niezwykle mnie frapuje. Czyżby także w futbolu miała obowiązywać zasada, że wszystkie imperia kiedyś upadają? Mimo wszystko życzę Holendrom awansu, przynajmniej do baraży (w ostatniej kolejce grają u siebie ze Szwedami). Jak mawiał pewien Holender trenujący reprezentację Polski:

„Step by step”...

▬ ▬ ● ▬