Wybory, wybory...

Fot. Trafnie.eu

Teoretycznie powinny stanowić tylko dodatek do piłki. Ale często budzą znacznie większe emocje, niż można oczekiwać. Przykładów nie trzeba długo szukać.

Robert Lewandowski został oficjalnie nominowany do nagrody „Złotej Piłki” przyznawanej przez magazyn „France Football”. Znalazł się w doborowym trzydziestoosobowym gronie. Nie mogę się jednak zgodzić ze stwierdzeniem, że to dla niego wyróżnienie. Jakie wyróżnienie? Gdy ktoś jest jednym z najlepszych zawodników na świecie, trudno by go zabrakło wśród nominowanych.

Przez kilka lat nagrodę wręczano z wielką pompą na uroczystej gali w styczniu w Zurychu. Działo się tak dlatego, że do „Złotej Piłki” podłączyła się FIFA, która wcześniej przyznawała własną nagrodę. Było to jednak małżeństwo z rozsądku z podpisaną intercyzą. FIFA musiała francuskiemu magazynowi słono płacić za tę przyjemność. Teraz doszło do rozwodu, znów będą dwie nagrody.

„Złotą Piłkę” przyznają wyłącznie dziennikarze i korespondenci „France Football” już w grudniu. Nagrodę FIFA otrzymają ci, którzy dostaną najwięcej głosów w plebiscycie kapitanów i trenerów narodowych reprezentacji z całego świata.

W przeszłości było wiele zastrzeżeń do wyborów tych ostatnich. Oddawane głosy stanowiły często tylko wyraz sympatii, czy antypatii, niż rzeczywistej oceny poszczególnych zawodników. Dlatego piłkarz Realu nigdy nie zagłosował na grajka Barcelony i odwrotnie, itp., itd. Teraz podobno „Złota Piłka” znów ma przypaść tylko i wyłącznie temu, kto na nią rzeczywiście zasłużył. Zobaczymy…

Komu przypadnie stołek prezesa PZPN przekonamy się znacznie szybciej, bo już w piątek. W ten sposób przeszliśmy z tematu jednych wyborów do drugich. Można złośliwie stwierdzić, że każdy ma takie, na jakie zasługuje. Te dotyczące wyboru teoretycznie najważniejszego człowieka w polskiej piłce na razie przypominają coraz ostrzejszą wojnę, ale tylko na słowa, obu kandydatów – Zbigniewa Bońka i Józefa Wojciechowskiego. Przypomina mi to mecz tenisowy, w którym gracze przebijają piłkę przez siatkę, nawet nie patrząc na rywala. Bez żadnej przenośni! Oto dowód. Boniek:

„Ostatni raz widzieliśmy się trzy lata temu na meczu tenisa. Mówił, że jest dobry i mnie zaprosił. Ograłem go 6:1, 6:0. Trochę się zdenerwował. Teraz z chęcią zmierzę się z nim po raz kolejny”.

Wojciechowski (za: rp.pl):

„Tak powiedział? To ciekawe. Prezes Boniek lubi dużo mówić i niestety często ma problemy z pamięcią. Prawda jest taka, że to ja z nim wygrałem”.

Najbardziej zaciekawił mnie fragment z jednego wywiadu z Wojciechowskim (za: pilkanozna.pl):

„Największym atutem wyborczym Bońka jest system głosowania poprzez maszynki. Może stąd jego wypowiedzi, że nie wyobraża sobie przegrać? Te słynne maszynki, wszyscy o tym mówią. Taki sposób wyboru prezesa nie spełnia wymogów tajności. Maszynki są oznaczone numerycznie i przypisane do konkretnego delegata. Łatwo odtworzyć kto jak głosował. Poza tym ludzie zaglądają sobie przez ramię. Takie głosownie to fikcja tajności. A Statut PZPN wyraźnie mówi o tajności. Boniek mówi, że głosowanie na kartach jest archaiczne, ale jakoś w UEFA i FIFA głosują na kartach. Sam Boniek tak głosował. Jeżeli dojdzie do wyborów przy użyciu maszynek, odwołam się do sądu”.

Czyli prawdopodobnie wybory prezesa PZPN zaczną się w najbliższy piątek, ale nie wiadomo kiedy się skończą...

▬ ▬ ● ▬