Wyjątkowy Józek kontratakuje

Fot. trafnie.eu

Oto prawdziwa sztuka – przekuć porażkę w sukces. Po półfinałach Ligi Mistrzów jednemu się udało. I znów wszyscy o nim mówią. A najwięcej on sam.

Właściwie co ja piszę, jakie „znów się udało”? Udać to się może coś raz. Za drugim i trzecim razem mamy do czynienia z efektem przemyślanego działania. I tak rzeczywiście było. Ale uporządkujmy nieco wydarzenia…

Wtorkowy wieczór w Madrycie, konferencja prasowa po meczu Realu z Borussią. Jeden z dziennikarzy pyta Jose Mourinho o jego plany na przyszłość. Ten rozpoczyna swój wieczorek poetycki. Najpierw mówi jak to ma zamiar respektować kontrakt, a rozmawiać o przyszłości dopiero po zakończeniu sezonu ze swoim przyjacielem prezesem. Później można odnieść wrażenie, że to połowa lutego i Dzień Zakochanych. The Special One, czyli po naszemu Wyjątkowy Józek, opowiada jak go strasznie kochają w Anglii, kibice i szczególnie jeden klub. No to gdzie ma pracować? Chciałby właśnie tam. Nawet dziennikarze go kochają. Co prawda czasami przyłożą, jednak wiedzą za co, więc za słuszną krytykę się nie obraża. Ale przepadają za nim, nie ma żadnych wątpliwości.  

Tyle mniej więcej powiedział z typową dla siebie skromnością. A co naprawdę chciał powiedzieć? Oto te same słowa odarte z socjotechnicznej otoczki: „Spadam stąd. Skoro tego pucharu nie uda się już zdobyć, nic tu po mnie. Szkoda czasu i zdrowia. W Anglii robota dużo spokojniejsza. A redaktorzy w Londynie niech się zastanowią z kim mieli najlepsze życie. Zresztą i tak już za mną tęsknią. Jeśli nie, za karę będą musieli cały czas pisać o Benitezie”.

Wczoraj „Daily Mail” podał, że Mourinho dogadał się już z Chelsea za skromną pensję dziesięciu milionów euro rocznie. Minęło kilka godzin i pojawiło się dementi. Nasz Wyjątkowy Józek zszokowany. „Jaka Chelsea?” – pyta. Po pierwsze, nic nie jest jeszcze postanowione. Po drugie, sezon się przecież nie zakończył, a on nadal jest trenerem Realu.

Moim zdaniem postanowił co chciałby robić, nie wie tylko czy mu się uda. Już dawno zrozumiał, że w Realu życie łatwe nie jest. Miał zamiar ewakuować się z Madrytu zostawiając na pożegnanie Puchar Mistrzów. Wtedy mógłby przy rozstaniu powiedzieć: „Zdobyłem go dla was, czego nie udało się zrobić kilku innym przede mną”. Ale Wyjątkowemu Józkowi też się nie udało. Poza tym nawet jak jest wyjątkowy, musi wypełniać obowiązujący go kontrakt w normalny sposób. A ten kończy się dopiero 30 czerwca 2016 roku.    

Od kilku dni trudno jednak pozbyć się wrażenia, że Mourinho jest jedynym i do tego wszechmocnym rozgrywającym w tej grze. Nie pierwszy raz potrafi tak zmanipulować otoczeniem, że nikt nie mówi o jego niepowodzeniu w półfinale Ligi Mistrzów, tylko wypatruje przyszłego zwycięzcy na nowym trenerskim stołku. Prawdziwy inżynier dusz, mistrz socjotechniki. Też dałem się nabrać, bo znów o nim napisałem. I wy, skoro to przeczytaliście.

 ▬ ▬ ● ▬