Z Petrem trudno się nudzić

Fot. trafnie.eu

W zimnym i deszczowym Amsterdamie jutro finał Ligi Europejskiej. Choć te rozgrywki prestiżem raczej się nie cieszą, mecz Chelsea z Benfiką zapowiada się więcej niż ciekawie.

Przed wylotem do Amsterdamu miałem dylemat czy zabrać cieplejszą kurtkę. Po co, skoro za oknem piękne słońce i temperatura na krótki rękaw. Z rozsądkiem różnie bywa, ale tym razem zwyciężył. Kurtka jako ostatnia rzecz trafiła do walizki i to była bezcenna decyzja. Prawdopodobnie dzięki niej nie wrócę chory. Chłód bijący z drzwi lotniska Schiphol skłaniał do sprawdzenia najbliższego lotu do Warszawy. Wielkie plakaty reklamujące finał Ligi Europejskiej miały jednak zdecydowanie większą siłę przekonywania.

Gdy jadąc z lotniska przyglądałem się z daleka ogromnej bryle Amsterdam ArenA, miała zamknięty dach. Czyżby pozostał zamknięty także podczas meczu? Gdy dwie godziny później piłkarze wyszli na murawę na oficjalny trening, był już otwarty. Zanim trochę potruchtali po boisku, odbyły się konferencje prasowe. Również oficjalne i obowiązkowe dla obu ekip. Może dlatego z reguły strasznie nudne.

Nie oszukujmy się, co można powiedzieć ciekawego przed takim meczem? Problem polega na tym, że tego, co naprawdę ciekawe, powiedzieć nie wolno. Zaczął się więc spektakl krasomówczy. Najpierw występ dał trener Benfiki Jorge Jesus. Stwierdził, że Chelsea to doskonała drużyna, w meczu nie ma faworyta, może ewentualnie rywali należy uznać za takich „minimalnych faworytów”.

Później równie odkrywcze opinie wygłaszał menedżer londyńczyków, Rafa Benitez. Że jest profesjonalistą, że każdy mecz chce wygrać, że zawsze jako menedżer będzie bronił swojego klubu, że docenia przeciwników, itd… Nie dał się podpuścić, zapytany o swoją pozycję w klubie, odpowiadając wymijająco. Znajomy dziennikarz z Hiszpanii wyjaśnił mi później tę kwestię otwartym tekstem: „Nikt go w Chelsea nie chciał, oczywiście poza Abramowiczem, który mu płaci”. No to będziemy mieli jutro ciekawą sytuację. Znielubiony szef postara się zdobyć puchar dla stada wilków, które go otacza, zanim odejdzie z klubu…

Dobrze, że na konferencję razem z trenerami przychodzą zawodnicy. Jednym z nich był Petr Cech. Dzięki niemu czas spędzony we wtorek na Amsterdam ArenA nie był stracony. Zaprezentował specyficzny czeski humor odpowiadając w miarę uprzejmie na kilka banalnych pytań – kto jest faworytem, o swoim ochronnym kasku, czy chciałby znów wygrać po karnych itd. Aż wreszcie padło pytanie, kto według niego będzie faworytem finału Ligi Mistrzów w przyszłym tygodniu. Cech zrobił bardzo poważną minę i zaczął: „Uważam, że wygra drużyna, która strzeli więcej bramek”. Zrobił pauzę i dodał: „Oczywiście tych uznanych przez sędziego”. Tu już nie silił się na powagę i pokazał zęby w pełnym uśmiechu.

Jak tu nie lubić Cecha i jego poczucia humoru? Gdybyście nie wiedzieli komu jutro kibicować, dostaliście subtelną wskazówkę…

▬ ▬ ● ▬