2025-01-10
Z uporem maniaka
Media znów zainteresowały się pewnym bramkarzem. I kolejny raz przedstawiają go w sposób, którego zupełnie nie akceptuję. Więc kolejny raz muszę go...
Tym piłkarzem jest Loris Karius. W 2018 roku bronił bramki Liverpoolu w finale Ligi Mistrzów w Kijowie, w którym jego drużyna przegrała z Realem Madryt 1:3. W tym meczu niemiecki bramkarz:
„Popełnił dwa niewiarygodne błędy, które z pewnością pozostaną piętnem do końca kariery. Po zakończeniu meczu płakał jak dziecko. Gdy piłkarze Liverpoolu czekali na dekorację na płycie boiska, [Jürgen] Klopp [menedżer Liverpoolu] sprawiał wrażenie, że za wszelką cenę unika spotkania z Kariusem. Wrażenie słuszne, bo sam to potwierdził dziennikarzom:
»Jego błędy były bardzo wyraźne. On o tym wie, ja o tym wiem i wy też wiecie. Teraz nie jest czas na rozmowę o nich. Taki dopiero nadejdzie«”.
I nadszedł, choć nie wiem, czy na rozmowę, bo ta mogłaby być trudna. Nadszedł z pewnością moment prawdy, gdy okazało się, że:
„Życie bywa przewrotne. Jak bardzo, właśnie mamy okazję się przekonać. Karius przeszedł specjalistyczne badania neurologiczne w Stanach Zjednoczonych. Lekarze nie pozostawili żadnych wątpliwości – przyczyną popełnionych błędów przez bramkarza było wstrząśnienie mózgu! Doznał go na początku drugiej połowy meczu finałowego w starciu z obrońcą Realu Sergio Ramosem, który uderzył go łokciem w głowę. Bramkarz nie miał prawa dalej grać, ale pozostał na boisku i w konsekwencji został później uznany za głównego winnego porażki Liverpoolu.
Ujawnione właśnie fakty stawiają go w zupełnie innym świetle. Właściwie można mu pogratulować, że popełnił tylko tyle błędów, że w ogóle dotrwał do końca meczu w stanie, w którym nie miał prawa dłużej grać.
Ciekawe, jak zachowają się teraz wszyscy prokuratorzy biorący udział pod koniec maja w zbiorowym procesie i linczu Kariusa. Mogę z dumą stwierdzić, że nie byłem w tej grupie. Przeciwnie, starałem się zastanawiać, gdzie mógłby najlepiej się odbudować, nie zdając sobie jeszcze sprawy z rzeczywistych przyczyn jego słabego występu”.
Niestety lata mijają, a prokuratorska narracja się nie zmienia. Oto dowód opublikowany dziś (za: sport):
„Lorisa Kariusa przeciętny kibic może kojarzyć z pamiętnego finału Ligi Mistrzów z 2018 r. Dwa kuriozalne błędy, jakie wtedy popełnił, przesądziły o losach pucharu. Liverpool przegrał wtedy 1:3 z Realem Madryt, a sam bramkarz stał się pośmiewiskiem”.
Pośmiewiskiem dla mnie są ci, którzy dalej go kopią, nie zwracając uwagi na okoliczności, które dokładnie opisałem po finale w 2018 roku. A Kariusem interesują się ponownie, ponieważ:
„Po nieszczęsnym finale Ligi Mistrzów Liverpool wypożyczał Kariusa kolejno do Besiktasu oraz Unionu Berlin. O ile w Turcji grał jeszcze regularnie - zaliczył 67 gier, o tyle później był już z tym spory problem. Przez blisko rok w Unionie zagrał raptem pięć razy. Potem po kolejnym sezonie jego kontrakt z Liverpoolem wygasł i Niemiec stał się wolnym agentem. W 2022 r. związał się z angielskim Newcastle United. Tam był dopiero trzecim bramkarzem i w ciągu dwóch sezonów zaliczył... dwa występy. Od lipca minionego roku Karius znów pozostaje bez klubu. Wygląda jednak na to, że znalazł się na niego chętny”.
Tym chętnym jest Schalke 04 Gelsenkirchen występujące w niemieckiej drugiej Bundeslidze. Jeśli podpisze z klubem kontrakt, będę z ciekawością śledził jego losy.
Nie jest to światowej klasy bramkarz i już nigdy nim nie będzie. Ale też nigdy nie dowiemy się jak potoczyłaby się jego kariera, gdyby osoby ze sztabu medycznego Liverpoolu we wspomnianym finale w 2018 roku zachowały się inaczej, rozpoznały prawidłowo jego uraz i nie pozwoliły mu grać dalej. A skoro się tak nie zachowały, z uporem maniaka będę trwał na stanowisku, że trzeba go bronić, bo wtedy na lincz, którego konsekwencje odczuwa niestety do dziś, nie zasłużył.
▬ ▬ ● ▬