Zajęcie ze szkoły przetrwania

Sprawowanie funkcji trenera we współczesnej piłce staje się coraz bardziej nieprzewidywalne. Ciosu można się spodziewać dosłownie z każdej strony.

W tym fachu dotrwanie do końca kontraktu coraz częściej postrzegane jest w kategoriach cudu. Inna sprawa, po co takie kontrakty zawierać, skoro (prawie) nigdy się ich nie dotrzymuje? To już temat na oddzielną rozprawkę, bo na razie są inne bardziej na czasie i na pewno nie mniej intrygujące, choć teoretycznie trenerów nie dotyczą. Teoretycznie.

Właśnie jeden stracił z klubowej kadry zawodnika. Nie dlatego, że ten został w kolejnym meczu „wykartkowany” czy nabawił się kontuzji. Absolutnie nic mu nie dolega, może poza prawidłowym podejściem do wykonywanego zawodu. Chodzi o Naby’ego Keitę. Gwinejczyk wcześniej występował między innymi w Liverpoolu, a od początku sezonu jest piłkarzem Werderu Brema, choć już tylko formalnie, ponieważ (za: sport.pl):

„Został zawieszony przez klub do końca sezonu, a dyrektor Werderu użył mocnych słów w stronę Keity. »Jako klub nie będziemy tolerować zachowania Naby’ego« - czytamy w komunikacie”.

Keita wystąpił tylko w pięciu meczach Werderu przebywając łącznie na boisku nieco ponad sto minut i gdy dowiedział się, że nie znajdzie się w podstawowym składzie na następny, w ostatniej kolejce Bundesligi z Bayerem Leverkusen, postanowił zastrajkować i wrócić do domu. Poza odsunięciem od pierwszej drużyny klub nałożył na niego wysoką karę, a Clemens Fritz, dyrektor Werderu, stwierdził:

„Naby zawiódł swoją drużynę w trudnym okresie związanym z naszymi ostatnimi wynikami i dostępnością zawodników. Postawił własny interes ponad interesy zespołu. Nie możemy na to pozwolić. Na tym etapie sezonu potrzebujemy pełnej koncentracji na reszcie ligowych spotkań, więc potrzebujemy zespołu, który będzie trzymał się razem”.

Nie chodzi tu o pierwszego lepszego rozkapryszonego grajka, ale o zawodnika, za którego Liverpool zapłacił w 2018 roku RB Lipsk aż 60 milionów euro. Czyli funkcjonującego od wielu lat na najwyższym profesjonalnym poziomie europejskiej piłki. Powinien być przyzwyczajony nie tylko do profesjonalnego podejścia do wykonywanego zawodu i związanej z nim codziennej rywalizacji. Ale jak widać nie jest.

Intrygujące pytanie brzmi – dlaczego? Czyżby rozbudowane ego sprawiło, że po pobycie w Liverpoolu, w którym nie był przecież przez lata żelaznym graczem wyjściowego składu, doszedł do wniosku, że jest już tak „wielki”, że w słabszym Werderze na ławce siedzieć ie będzie?

O mocno rozbudowanym ego można też mówić w przypadku piłkarzy Chelsea. W poniedziałek rozgromili w Premier League Everton 6:0. Jednak w pomeczowych sprawozdaniach prawie wyłącznie mówi się o jednej bramce, a raczej wydarzeniach ją poprzedzających.

Po ponad godzinie gry, gdy Chelsea prowadziła już 4:0, sędzia przyznał jej rzut karny. Do piłki podszedł Cole Palmer, który jeszcze w pierwszej połowie zaliczył hat-tricka (!), ale na to samo mieli ochotę także Nicolas Jackson i Noni Madueke. W sytuację zaangażowany był jeszcze kapitan drużyny Conor Gallagher, rozdzielający kłócących się kolegów. Ostatecznie karnego, skutecznie, wykonał Palmer, zaliczając czwarte trafienie w meczu.

Menedżer londyńskiej drużyny Mauricio Pochettino był opisaną sceną wyraźnie zniesmaczony (za: wp.pl):

„To naprawę smutna sytuacja. To wstyd. Nie możemy się tak zachowywać. Powiedziałem zawodnikom, że to był ostatni raz, kiedy zaakceptuję tego typu sytuację”.

Analizując wydarzenia z Bremy czy Londynu, trudno nie dojść do wniosku, że zawód trenera staje się coraz bardziej zajęciem ze szkoły przetrwania. Z jednej strony muszą skutecznie walczyć z przeciwnymi drużynami na boisku, z drugiej obawiać się dymisji dosłownie w każdej chwili, bo prezesi klubów coraz częściej i chętniej wyrzucają ich z roboty, a jeszcze spodziewać się ciosów z najmniej oczekiwanej strony, czyli rozkapryszonych własnych piłkarzy o rozbudzonym ego,

▬ ▬ ● ▬