2018-06-24
Żal było patrzeć
Polska przegrała z Kolumbią 0:3 w swoim drugim meczu w mistrzostwach świata. To jeszcze nie było najgorsze, ale sposób w jakim tego dokonała.
Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem wiedziałem, że jest źle, choć nie przypuszczałem, że będzie aż tak źle. Od rana w Kazaniu panował straszliwy upał. Choć mecz wyznaczono na godzinę 21.00 i temperatura w naturalny sposób trochę spadła, wiadomo było, że te warunki nie pomogą naszym orłom w walce o życie. Już bardziej Kolumbijczykom przyzwyczajonych w większym stopniu do wysokich temperatur.
A warunki atmosferyczne, przede wszystkim duża wilgotność, stawała się też coraz większym problemem dla polskich piłkarzy, o czym mówili od kilki dni głośniej i głośniej. Temat pojawiający się na konferencjach prasowych starano się marginalizować, ale zawodnicy twierdzili, że nie da się normalnie trenować w ośrodku pod Soczi, tak jest duszno.
Bardzo interesująca uwaga, bo o dużej wilgotności w tej części Morza Czarnego wiedziałem doskonale jeszcze zanim hotel w Soczi został wybrany na bazę Polaków. Mógłbym nawet w razie potrzeby wytłumaczyć tego przyczynę. Szkoda, że nikt mnie o to nie zapytał! Nie jest to zresztą wielką tajemnicą. Tajemnicą pozostanie dlaczego specjaliści z PZPN dowiedzieli się o tym dopiero na miejscu.
Z ośrodka w Soczi dochodziły, choć bardziej nieoficjalnie, także informacje o nieporozumieniach w zespole. Jedni krzywo patrzą na drugich, a jeszcze inni na trenera, bo postanowił ich ostawić na boczny tor po pierwszym meczu. To wszystko świadczyło niestety, że NIE MA JUŻ DRUŻYNY. A gdy nie ma, tylko naiwni mogą uwierzyć, że coś się jeszcze uda zrobić.
Ostatnią złą wiadomością była ta dotycząca kibiców. Na stadionie w Kazaniu Kolumbijczyków było co najmniej trzy, a może nawet cztery, razy tyle co naszych. Przebiło się przez moment:
„Jesteśmy z wami”...
Ale natychmiast zostało zagłuszone potężnymi gwizdami Kolumbijczyków. To oni rządzili trybunami, a jak potrafią głośno dopingować, mogliśmy się przekonać, gdy cały stadion aż huczał, by po chwili słychać było „Ooooole” po serii wymian piłki bez przyjęcia.
I w ten sposób przeszliśmy do wydarzeń meczowych. W pierwszej połowie Kolumbijczycy, grający na sporym luzie, wręcz bawili się z Polakami, jak z chłopcami z podwórka. Żal było na to patrzeć. Totalna bezradność piłkarzy Nawałki i do tego szalejące trybuny w tle – wyjątkowo dołujący widowisko.
Różnica w wyszkoleniu technicznym, sposobie i szybkości poruszania się po boisku oraz operowania piłką pokazała, że Kolumbię dzieli różnica klasy, a może i dwóch w porównaniu z reprezentacją Polski. TAKI JEST NIESTETY POZIOM POLSKIEJ PIŁKI.
Arkadiusz Milik stwierdził po pierwszym meczu z Senegalem, że wszyscy „zagrali fatalnie, co mogłoby sugerować, że stać ich na znacznie więcej”. Panie Arkadiuszu, z bólem muszę stwierdzić, że bardzo się pan pomylił...
▬ ▬ ● ▬