Zawód - kibic

Fot. Trafnie.eu

Mistrzostwa Europy mogłyby się prędzej odbyć bez piłki niż bez nich. Stworzyli niepowtarzalną atmosferę imprezy, która w niedzielę dobiegnie końca.

Kibice – barwny, zabawny, czasami kłopotliwy dodatek do piłkarskich meczów? Nie żaden dodatek, tylko ich niezbędna część. Jaki sens miałyby mistrzostwa bez nich? Przed kilkoma miesiącami pojawiła się w mediach informacja, że w razie konieczności mecze na EURO mogą się odbyć nawet przy pustych stadionach. To już lepiej, żeby zawodnicy grali bez... piłki.

To oni tworzą niepowtarzalną atmosferę każdej piłkarskiej imprezy. Nie inaczej było we Francji. Jak powódź zalewali kolorowym tłumem centra miast, w których odbywały się mecze. Do kilku wlały się polskie powodzie. I zaczynał się wielki kolorowy piknik, totalny odjazd, którego atmosfera przenosiła się później na trybuny stadionu.

Niby wszyscy kibice są podobni jeśli chodzi o zachowanie, ale jednak nie do końca. Mam swoje obserwacje z tym związane. Wyjątkowo wyluzowani wydali mi się Belgowie. Islandczycy też w niczym nie przypominali gości z chłodnej północy kontynentu.

Irlandczycy i Walijczycy – bezstresowo nastawieni do świata, szczególnie po kilku piwach.
Goście ze wschodniej Europy – Ukraińcy i Rumunii – bardziej wyglądali na członków zakładowych wycieczek. Z Anglikami nie mialem we Francji styczności, ale pamiętam ich z poprzednich turniejów – przekonani o swojej wyjątkowości, najbardziej lubią własne towarzystwo.

No i jeszcze Niemcy, w których zachowaniu i sposobie bycia dało się odczuć pewną wyniosłość. Niby tak samo kolorowo poubierani, niby na pełnym luzie, ale jakaś sztywność w nich zawsze była. Choćby w porównaniu ze Szwajcarami, teoretycznie bliskimi im kulturowo i językowo.

Na EURO spotkałem jeszcze jedną grupę kibiców, dla której uczestniczenie w takich imprezach jest wręcz zawodem. Po każdym meczu pod stadionem czekał zawsze ktoś z tekturową planszą i informacją – zbieram zużyte bilety i akredytacje. To grupa kolekcjonerów, piłkarskich wariatów jeżdżących gdzie się da i zbierających co się da związanego z kopaną piłką.

Dla nich najcenniejsze są, przez dziennikarzy często wyrzucane do kosza – meczowe składy! Niby zwykła kartka papieru z nazwiskami zawodników, ale... Nie można ich kupić, drukowane są w ograniczonych ilościach, dlatego wręcz bezcenne. Gdy po meczu półfinałowym w Marsylii podarowałem takie jednemu z kolekcjonerów, odniosłem wrażenie, że bardziej się ucieszył niżbym mu wręczył banknot sto euro.

Okazało się, że jest Niemcem. Ale nie bardzo chciał o sobie rozmawiać, a już na pewno, by zrobić mu zdjęcie i gdzieś opublikować. Kolekcjonerzy to wręcz zamknięta grupa, której nie zależy na rozgłosie, choć stanowią niezwykle barwny temat dla mediów.

Wyjaśnił mi to Irlandczyk inny kolekcjoner - podróżnik. Nie chce by za dużo pisano na ten temat, bo komuś jeszcze przyjdzie do głowy, by utrudnić im życie. Zaplanował na EURO obejrzenie 25 meczów!!! Jeden każdego dnia, w którym były rozgrywane. To czyste szaleństwo, trzeba przecież podróżować bez przerwy, nawet nie ma za bardzo czasu na sen. Ale trzeba jeszcze zdobyć bilety na wszystkie, więc lepiej to robić bez rozgłosu.

▬ ▬ ● ▬

Galeria