Zdrowy rozsądek w odwrocie

Od soboty piłkarska Anglia ma nowego bohatera. Jego niezwykła historia daje dużo do myślenia. Szczególnie tym, którym się wydawało, że wiedzą najwięcej.

Jak każdy młody chłopak marzyłem kiedyś o karierze piłkarskiej. W dziecięcej wyobraźni mocno sobie ją kreowałem, co mnie dziś bawi. Bo za podstawę wiary we własne umiejętności, urastające wtedy do rangi wyjątkowych, wystarczało kilka goli zdobytych na trawnikach między blokami, gdy za słupki bramek służyły cieniutkie jeszcze wtedy, świeżo co posadzone drzewka.

Później postanowiłem się zmierzyć z tą karierą w sposób dosłowny. Zacząłem treningi w drużynie trampkarzy. Po kilku latach zakończyłem karierę, czy jak to nazwał kiedyś Tomasz Kulawik - „przygodę z piłką”, w drużynie seniorów tak niskiej ligi, że trochę wstyd o tym pisać. W wieku dziewiętnastu lat doszedłem więc do wniosku, że gwiazdą jednak nie mam szans zostać, więc postanowiłem dać sobie spokój z piłką kopaną. Uznałem to później za dowód dojrzałości i nawet powód do dumy, że stać mnie było na podjęcie odważnej decyzji, choć definitywnie kładła kres dziecięcym marzeniom.

Gdy niedawno opowiedziałem swoją historię jednemu ze znajomych, puścił do mnie oko i stwierdził:

„Błąd! Mów, że kontuzja. Że musiałeś skończyć granie, z powodu poważnej kontuzji”.

I wytłumaczyć, że taka wersja jest praktycznie po latach nieweryfikowalna, a mnie stawia w znacznie lepszym świetle, jako niedoszłą (;-)))))))))) piłkarską gwiazdę. Nawet mnie tym trochę rozbawił, ale zdecydowałem, ze łgać nie będę.

Przypomniałem sobie decyzję sprzed lat w sobotę, gdy Anglia oszalała na punkcie jednego zawodnika. Nazywa się Jamie Vardy i zdobył bramkę dla Leicester City w jedenastym kolejnym meczu Premier League, bijąc poprzedni rekord należący do Ruuda van Nistelrooya. Ten mu pogratulował pisząc, że zasłużył na swój rekord. Na nic nie zasłużył. Ja bym raczej powiedział, że wyszarpał ten rekord zębami. Nie tylko w... jedenastu meczach.

W porównaniu z Holendrem Vardy to przysłowiowy Pan Nikt. Ma 28 lat, w tym roku zadebiutował w reprezentacji Anglii. Ale jeszcze przed trzema laty miał na koncie wyłącznie występy w drużynach amatorskich i pracował w fabryce wyrobów medycznych. Leicester City wypatrzył go w klubie Fleetwood Town w Conference National (odpowiednik piątej ligi). Zapłacili za niego milion funtów, co było rekordem transferowym za piłkarza z ligi amatorskiej. I, nie oszukujmy się, wielkim ryzykiem. Vardy miał już 25 lat. Sensowne było więc pytanie – skoro taki dobry, dlaczego wcześniej żaden profesjonalny klub się nim nie zainteresował? Pytanie aktualne do dziś, stanowiące wstęp do szerszej dyskusji.

Uwielbiam takie przypadki, ponieważ dowodzą jak nieprzewidywalna i przez to fascynująca jest piłka nożna. Teoretycznie Vardy nie miał prawa dokonać tego, czego dokonał. Całe stada skautów, agentów, dyrektorów sportowych i menedżerów próbują przekonać resztę świata, że znają wszystkich utalentowanych zawodników od dziesięciolatka w górę. Rynek został tak zdrenowany, że nikt im się nie wymknie. Co jakiś czas pojawia się informacja, że kolejny sławny klub podpisał umowę z kolejnym genialnym nastolatkiem. Raczej z jego rodzicami, których przekonał, że to początek bajkowej kariery ich syna.

A tu nagle wyskakuje zza krzaka jakiś Vardy, już w wieku na pewno nie młodzieńczym, jak na piłkarza, i ośmiesza wszystkie teorie i wszystkich piłkarskich mędrców. Jest chodzącym, raczej biegającym po boisku przykładem na to, że żadna akademia piłkarska nigdy nie będzie piłkarską fabryką i nigdy nie zagwarantuje wychowania przyszłych gwiazd.

To jedna z najbardziej, przynajmniej dla mnie, budujących refleksji. I chyba też dla wielu zawodników, by wiary nie tracili, bo nie znają dnia, ani godziny. Nie wolno się poddawać, tylko wierzyć w siebie, nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi. Bo przecież na zdrowy rozum, to, co przytrafiło się Vardy'emu, nie miało prawa się zdarzyć!

A ja od soboty nie jestem już taki dumny ze swojego dawnego zdrowego rozsądku. Wiem teraz, że w piłce nie zawsze jest najlepszym doradcą. Chyba dlatego ten sport ciągle fascynuje. Także mnie, choć obecnie tylko w roli piszącego, a nie kopiącego.

▬ ▬ ● ▬