Zibi wróć?

Fot. Trafnie.eu

Sensacyjna wiadomość – pan prezes wróci!!! Jaki prezes? PZPN oczywiście. A skąd ma wracać, skoro jeszcze nie odszedł? Musi odejść, ale się namyślił i wróci. Brawo!

Ostatnie słowo jest jednym z ulubionych Zbigniewa Bońka. Trudno znaleźć więc lepsze, by go nagrodzić za podjętą decyzje. Otóż ten, jak sam o sobie mówił, „obywatel Włoch” pełni funkcję prezesa drugą kadencję z kawałkiem. Ten kawałek, kolejny rok, jest nadplanowym jej przedłużeniem z powodu koronawirusa, czyli niemożności przeprowadzenia wyborów w oznaczonym pierwotnie terminie.

Zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem funkcję prezesa związków sportowych można pełnić tylko dwie kadencje. W sierpniu odbędą się przełożone z ubiegłego roku wybory i Boniek musi odejść, chce czy nie chce. Pytanie na czasie – chce czy nie chce? W 2018 roku było tak (za: wp.pl):

„Na ostatnim zjeździe PZPN zmieniono statut tak, by Zbigniew Boniek mógł się ubiegać o trzecią kolejną kadencję prezesa związku. Teraz Boniek potrzebuje zmiany ustawy. Z naszych informacji wynika, że minister sportu nie jest tym zainteresowany”.

Zainteresowany nie był na pewno, bo ustawy nie zmieniono. Za to zainteresowany trzecią kadencją był na pewno Boniek, skoro robiono takie szopki ze statutem. Chyba tylko naiwni byliby skłonni uwierzyć, że coś podobnego mogło się odbywać bez zgody prezesa. Nie trzeba zresztą w nic wierzyć, wystarczy tylko zacytować jego samego, gdy zagrzmiał rok później (za: „Rzeczpospolita”):

„Przepis o dwóch kadencjach prezesa związku jest chory i niekonstytucyjny. Tu już nie chodzi o mnie, ale proszę sobie wyobrazić prezesów - pasjonatów w małych związkach sportowych. Takich, którzy są skuteczni, lubiani, szanowani, a muszą odejść po dwóch kadencjach i robi się pustka”.

Czyli chciał trzeciej kadencji, nawet bardzo, ale oczywiście nie dla siebie, tylko dla pasjonatów w małych związkach. Żeby ktoś przez przypadek nie pomyślał, że trzyma się stołka.

W ubiegłym roku z typową dla siebie pokorą mówił tak (za: przegladsportowy.pl):

„Słyszałem dużo spekulacji, że jestem przymierzany do Romy jako dyrektor sportowy, ale nie jest to prawda, bo taka posada w ogóle mnie nie interesuje. Odbieram inne telefony, naprawdę jest wiele możliwości. Można na przykład kupić klub”.

I dodał:

„Nie żartujmy. Mam na siebie pomysł, ale za wcześnie, by się nim dzielić. Na pewno zostanę przy piłce”.

Chyba jednak nikt wtedy nie żartował pytając pana prezesa o plany na przyszłość. Ale może on trochę postanowił pożartować, bo plany okazały się całkiem przyziemne. O kupnie klubu raczej już nie myśli. Myśli za to intensywnie o związkowym stołku, który będzie musiał opuścić, bo wyraźnie nie może się z tym pogodzić i właśnie stwierdził (za: interia.pl):

„Uważam, że ta ustawa wcale nie jest zła, ale powinna wykluczać z dalszego kandydowania po trzech, a nie dwóch kadencjach. Dwie kadencje to za krótko na poważne zmiany. W pierwszej wiele rzeczy poznajesz i zaczynasz wprowadzać reformy. W drugiej wszyscy wiedzą, że to twoja ostatnia i patrzą na ciebie trochę inaczej”.

I jeszcze rzucił, tak niby od niechcenia:

„Być może wrócę za cztery lata (śmiech), może będziecie mówili „Zibi wróć!”. Nigdy nic nie wiadomo”.

Czyli pan prezes mówił prawdę przed rokiem, że „ma na siebie pomysł”. Dalej PZPN, tylko po przymusowej przerwie. Ale jeśli się uda, może nawet kolejne dwie kadencje?

▬ ▬ ● ▬