2014-07-13
Znów się udało
Powinienem taki tekst napisać po finale. Ale robię to specjalnie dzień wcześniej, zanim decydenci z FIFA i rządzący Brazylią zaczną się przechwalać i odtrąbią niebywały sukces.
Znów się udało. Tak jak przed czterema laty w RPA mistrzostwa świata szczęśliwie dobiegły końca. Po finałach w Niemczech, gdzie kibice i dziennikarze byli wręcz rozpieszczani (dla tych drugich darmowe przejazdy pierwszą klasą pociągami Deutsche Bahn!), FIFA konsekwentnie realizuje politykę organizacji kolejnych mistrzostw o charakterze sportów ekstremalnych.
I tak jest postęp. W 2010 roku Impreza odbyła się w kraju, w którym w większości miast nie ustanie system lokalnej komunikacji publicznej. O Brazylii na szczęście tego powiedzieć się nie da. Po ulicach Rio de Janeiro oprócz metra jeżdżą tysiące (bez żadnej przesady) miejskich autobusów.
Trzeba jeszcze nauczyć się nimi jeździć, bo kierowcy preferują prędkości jak na wyścigach Formuły 1, więc w rozklekotanych autobusach i na ulicach pełnych dziur należy zachować w środku pełną czujność. Nie zawsze jest to proste, wiem coś na ten temat.
Jazda metrem też stanowi atrakcję samą w sobie. Trzeba najpierw nauczyć się do niego wsiadać, co przed meczami nie wszystkim się udawało. A później wysiadać z zapchanego do granic możliwości wagonu. No i jeszcze zakodować sobie, że w metrze plecaki (wbrew ich nazwie) trzyma się z przodu na piersiach. Wtedy istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że kieszonkowcom nie trafi się kolejny klient. Kto po wejściu do metra przerzuca plecak do przodu, ten już się zaaklimatyzował w Rio. Ta sama zasada obowiązuje zresztą w Sao Paulo.
Udało się zorganizować mistrzostwa w kraju, w którym wszyscy mówią tylko po portugalsku. A ten język nie jest akurat popularny w świecie. Dlatego nikt z nikim nie był się w stanie dogadać. Ręce, kartka papieru i długopis stanowiły jedyną skuteczną alternatywę załatwienia czegokolwiek. Za sukces należy uznać fakt, że nikt nie został na lotnisku, skoro nawet osoby pracujące przy odprawie pasażerów nie znają angielskiego!
Udało się zorganizować mistrzostwa w kraju, do którego lepiej było nie przyjeżdżać. Gdyby potraktować poważnie wszystkie ostrzeżenia, w Brazylii nie pojawiłby się żaden kibic ani dziennikarz. Informacje, że na wszystkich napadają z bronią w ręku na ulicy zaraz po ich wyjściu z hotelu mają tyle wspólnego z prawdą, co obfite opady śniegu w tym kraju. Nie jest to na pewno państwo godne polecenia do zamieszkania ze względu na warunki bezpieczeństwa. Ale kilka tygodni, zachowując elementarne zasady bezpieczeństwa, uda się przeżyć bez problemu.
Udało im się przeżyć mistrzostwa w kraju, w którym panuje niesamowita drożyzna. Zwykły chleb tostowy (nadający się jeszcze do zjedzenia) to wydatek co najmniej 5 reali (1 real ~ około 1,4 zł). Wyroby mleczne kosztują trzy, cztery razy drożej niż w Polsce! Gdyby takie ceny były nad Wisłą, od razu wybuchłaby rewolucja, bo pensje w Brazylii na pewno nie są wyższe.
Piszę o tym wszystkim już przed finałem, by uprzedzić wypadki. Za chwilę usłyszycie, że obejrzeliście najlepsze mistrzostwa w historii, sukces pod każdym względem, a największym skandalem była krytyka organizatorów za wszelkie możliwe opóźnienia jeszcze zanim impreza się zaczęła...
▬ ▬ ● ▬