Życie trudne do zniesienia

Fot. Trafnie.eu

Koronawirus wciąż zbiera żniwo, także wśród piłkarzy. Coraz częściej się jednak zastanawiam, czy dla niektórych może stanowić wręcz… zbawienie.

Wiem, że wniosek na pierwszy rzut oka wydaje się karkołomny. Dlatego spieszę wyjaśnić, że nie jestem żadnym koronawirusowym sceptykiem. Nie mam też najmniejszego zamiaru pokpiwać z chorych, jak pewna dama, która straciła chyba kontakt z rzeczywistością. Mój znajomy bardzo ciężko przechodził wspomnianą chorobę i po kilku tygodniach spędzonych w szpitalu powoli wraca teraz do zdrowia. Mam w pełni świadomość spustoszeń jaki koronawirus może poczynić w ludzkim organizmie.

Chodzi mi o coś zupełnie innego, co uświadamiam sobie z każdym dniem. A pomagają w tym wypowiedzi kolejnych piłkarzy, znajdowane ostatnio w mediach. Najpierw do myślenia dały słowa byłego reprezentanta Polski pochodzącego z Afryki. Emmanuel Olisadebe miał nawet polską żonę, ale dziś znów mieszka w Nigerii. Piłką się nie zajmuje, woli branżę deweloperską. I wcale nie tęskni za Europą (za: wp.pl):

„Generalnie biorę teraz życie powoli. Nie jestem pod żadną presją, nigdzie mi się nie spieszy. Szczerze mówiąc, nie jestem zbyt ambitną osobą, taki mam charakter, więc nie mógłbym żyć w Europie, gdzie presja codziennego życia jest bardzo duża. Mieszkałem w Europie, więc potrafię to porównać. Według mnie w Nigerii żyje się o wiele łatwiej. OK, nie wszystko tu działa, ale jesteśmy do tego przyzwyczajeni. I ja też jestem przyzwyczajony”.

I nie chodzi mu o konkretny kraj. Grał przecież i w Polsce, i w Grecji, i w Anglii. Miał więc wybór, gdzie ewentualnie żyć po zakończeniu kariery. Ggeneralnie miał dość Europy i panującego w niej presji szybkiego życia, więc wybrał powrót do Nigerii. Wybrał spokojniejsze życie.

Teraz opinia zawodnika ciągle biegającego za piłką, czyli pomocnika Legii Warszawa Pawła Wszołka. Wrócił do Polski po wielu latach gry w zagranicznych klubach, we Włoszech i w Anglii, które dla większości młodych piłkarzy są wymarzonym celem w karierze. Dla niego niekoniecznie były, sroko stwierdził, że przez ostatni rok całkowicie się zmienił (za: przegladsportowy.pl):

„Już nie boję się swoich emocji. Akceptuję je, nauczyłem się je kontrolować, rozmawiać ze sobą, mówić o nich innym. I dzięki temu jestem też lepszym piłkarzem, z uwolnioną głową potrafię szybciej podejmować decyzje. Nie boję się ryzyka, bo umiem sobie poradzić, jeśli się okaże, że zakończy się porażką. Dlatego jestem przekonany, że najlepszy okres w karierze dopiero przede mną”.

I jeszcze Aleksander Kłak. Pamiętać go mogą tylko nieco starsi. To były bramkarz reprezentacji Polski, ale chyba przede wszystkim srebrny medalista olimpijski z Barcelony w 1992 roku. Od wielu lat mieszka w Belgii, gdzie kończył karierę i… (za:wp.pl):

„Nie chcę rozmawiać o piłce. Dziękuję bardzo. (...) Bo co ja mogę panu w ogóle o piłce powiedzieć? Nie oglądam meczów, nie mam nawet telewizora. Wolę książki. Dużo czytam, jak w dawnych czasach, gdy byłem młodszy. O piłce nie ma co gadać. Zamknąłem tamten etap w moim życiu”.

Kłak zmagał się z depresją i mówi, ze nie życzy tego nikomu. Na szczęście ją pokonał:

„Musisz porzucić stary sposób myślenia, zejść na sam dół. Już nie jesteś najważniejszy. Musisz wyzbyć się postawy egocentrycznej, zacząć dostrzegać świat dookoła, potrzeby innych”.

Jemu się udało i jest szczęśliwy, bez piłki:

„Bawię się, chodzę na imprezy, prowadzę autobus miejski. Jem, piję, śpię, chodzę. Robię wszystko to samo co robiłem. Ale jakby inaczej, z większą świadomością po co to wszystko. Odzyskałem radość z życia, cieszą mnie małe rzeczy, każdy dzień. Trochę to trwało, ale wróciłem do żywych. Dzięki Bogu”.

Historie opowiedziane przez trzech piłkarzy dowodzą, że piłka nożna, nawet (a może szczególnie?) na wysokim poziomie, niekoniecznie musi wszystkich uszczęśliwiać. Dlatego zastanawiam się na ile koronawirus, stanowiący zaburzenie znanego od lat rytmu funkcjonowania zawodników, stał się dla niektórych niespodziewanym wybawieniem?

Pewnie nigdy się nie dowiemy na ile przymusowe przerwy w treningach i meczach mogły uchronić kogoś przed stanami depresyjnymi. Bo z jednych zdjęły choć na chwilę presję, może już trudną do wytrzymania, a innym pozwoliły się zastanowić w wolnych chwilach, których nagle przybyło, nad sensem tego, co robią od lat.

Patrząc na gwiazdorów strzelających kolejne bramki warto pamiętać, że nie zawsze są beztroskimi chłopcami żyjącymi w wymarzonym świecie. Dla niektórych, czy nawet wielu, może to być życie trudne do zniesienia.

▬ ▬ ● ▬