2017-06-05
(Eu)geniusz Magiera
Legia została mistrzem Polski. Emocje trwały w niedzielę do ostatniego gwizdka sędziego na stadionie w Warszawie. A nawet dziesięć minut dłużej.
Sprawdziły się moje przewidywania przed startem rundy wiosennej. Nie wierzyłem w tytuł Jagiellonii, choć muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem tego, co zbudowano w ostatnich latach w Białymstoku. W klubie o wyjątkowo stabilnych podstawach stworzono drużynę za znacznie mniejsze pieniądze niż robili to trzej najwięksi konkurenci w walce o mistrzostwo. Na razie wystarczyło na zdobycie drugiego miejsca, świętowanego w Białymstoku z wielką pompą, zamiast rozpamiętywania straconej szansy w ostatniej kolejce.
Jagiellonia mogła zostać mistrzem, gdyby w niedzielę wygrała u siebie z Lechem, ale tylko zremisowała 2:2. Długo goniła wynik, przegrywając 0:2, ale zwycięskiej bramki już nie zdobyła. Ponieważ w Warszawie dziesięć minut wcześniej zakończył się bezbramkowy mecz Legii z Lechią, czekano z niecierpliwością na wynik starcia konkurentów do tytułu. Gdy wreszcie się doczekano, zaczęła się szalona radość.
Te dziesięć minut, wydające się wiecznością, było karą dla Legii, bo gdyby nie obroniła tytułu, przegrałaby głównie sama ze sobą. Ma przecież drużynę z potencjałem zdecydowanie przewyższającym ligowych rywali. A kara była za eksperymenty na początku sezonu z zatrudnianiem trenera Besnika Hasiego. Na przykładzie Albańczyka można się uczyć, jak perfekcyjnie zrazić do siebie wszystkich dookoła. Swoim bufoniastym zachowaniem błyskawicznie udowodnił, że znalazł się w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu.
Legia i tak miała furę szczęścia, że udało jej się awansować do Ligi Mistrzów, a właściwie do niej wczołgać. Śmiem twierdzić, że gdyby w ostatniej rundzie eliminacji trafiła na mocniejszego rywala, zamiast na Irlandczyków z Dundalk, oglądałaby prestiżowe rozgrywki najwyżej w telewizji.
We wrześniu Hasiego zastąpił Jacek Magiera, czyli jego przeciwieństwo. Mocno chodzący po ziemi, ważący słowa, do bólu opanowany i przewidywalny w swych zachowaniach. Ugasił pożar w drużynie i zaczął odrabiać dziesięciopunktową stratę pozostawioną w lidze przez Albańczyka. A że nie było to łatwe, świadczy dziesięć minut nerwówki w oczekiwaniu na wynik z Białegostoku.
Emocje były wtedy tak wielkie, że jeden z redaktorów ich nie wytrzymał i wyraźnie go poniosło na pomeczowej konferencji prasowej. Zapytał Magierę, przywitanego brawami przy wejściu na salę, czy czuje się jak bohater, czy jak… geniusz? Na szczęście trener Legii nie stracił kontaktu z rzeczywistością. Odpowiedział, że może jak… Eugeniusz, bo takie imię miał przybrać do bierzmowania.
Czyli Legia jest mistrzem, czwarty raz w ostatnich pięciu latach, i zagra w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Jagiellonia z Lechem wystąpią w takich samych kwalifikacjach do Ligi Europejskiej. Zagra w nich jeszcze drużyna z Trójmiasta, choć nie ta, której się spodziewano...
▬ ▬ ● ▬