2015-09-17
A bogaci staną się jeszcze bogatsi
Wystartowały najważniejsze rozgrywki piłkarskie na świecie. Już w pierwszej kolejce było sporo emocji. Niestety było też coś więcej, o czym trudno zapomnieć.
Sprawdziłem, co pisałem przed rokiem we wrześniu tuż przed startem fazy grupowej Ligi Mistrzów. Wiele fragmentów można żywcem skopiować, bo nic nie straciły na aktualności. Choćby zdanie, że to impreza różnych prędkości i następne… „Coraz większej różnicy prędkości. To cena za pomysł Michela Platiniego, ułatwiający dostęp do rozgrywek drużynom z gorszej połowy piłkarskiej Europy, czyli także Polski”.
W kolejnych zdaniach musiałem zmienić tylko nazwę klubu:
„W fazie grupowej maksymalnie rozpędzą się, na przykład, [był: Ludogorec] FK Astana czy Malmo FF. Dla nich sam udział w LM jest jak występ w (…) finale. Trzeba ugrać (zarobić!) ile się da. Za rolę tła dla wielkich i tak dostaną królewską odprawę. Liczenie na coś więcej byłoby raczej naiwnością”.
Podobne refleksje na temat drużyn z najwyższych półki, czyli głównych kandydatów do zdobycia pucharu. Tradycyjnie już Barcelona z Realem. Może jeszcze Bayern? Grono raczej wąskie. Nadal chciałbym je więc poszerzyć, jak przed rokiem:
„Może więc mój wymarzony finał: Atletico – Manchester City? Dwa kluby, które długo pozostawały w cieniu sławnych sąsiadów. Dzięki temu dochowały się prawdziwych kibiców, którzy nie zachłystują się tylko sukcesami. Czyli takich, których lubię najbardziej”.
Ale od razu dodam, że w taki finał w maju w Mediolanie raczej nie wierzę. Może PSG rozbije ten skostniały układ? Też nie bardzo chce mi się wierzyć. A może jednak?
I już ostatni cytat, który kopiuję bez obaw:
„Na pewno bogaci staną się jeszcze bogatsi. Dużo bogatsi. Nie są to bowiem rozgrywki, na których można stracić”.
No, stracić nie można na pewno. Można jeszcze więcej zarobić. Dwanaście milionów euro za sam awans do fazy grupowej. Półtora miliona za każde zwycięstwo w tej fazie. Dalej nie będę wyliczał, by się nie denerwować, że polskie drużyny znów musiały obejść się smakiem.
We wtorek i środę odbyła się pierwsza kolejka Ligi Mistrzów i, jakby powiedzieli PR-owcy, od razu wielka porażka wizerunkowa, czyli koszmarna kontuzja piłkarza Manchesteru United. Obrońca Luke Shaw doznał złamania nogi w dwóch miejscach. Już w piętnastej minucie zafundował mu to brutalnym wejściem Hector Moreno z PSV Eindhoven.
Przekornym komentarzem do zajścia niech będzie fakt, że Moreno został wybrany… piłkarzem meczu. Samo życie, piłkarskie oczywiście. Bo każdy mecz to przecież walka na śmierć i życie. W Eindhoven przekonaliśmy się, że niestety nie tylko w przenośni.
▬ ▬ ● ▬