A ja wolę AFC W...

W sobotę odbył się jeden z najważniejszych meczów piłkarskich w tym roku. Nie wiedzieliście o tym? Spokojnie, nie musicie aż tak stresować się swoją niewiedzą.

„Jeden z najważniejszych” jest w moim prywatnym rankingu, co wynika z pewnego niegroźnego skrzywienia, którym chciałbym zarazić jak najwięcej osób, nie pierwszy raz zresztą. Mecz odbył się w ramach rozgrywek trzeciej ligi angielskiej, dla niepoznaki zwanych League One. Milton Keynes Dons pokonał 1:0 AFC Wimbledon po bramce zdobytej z rzutu karnego. Co w tym było wyjątkowego? Otóż na upartego można stwierdzić, że grały ze sobą dwie drużyny tego samego klubu!

W tym miejscu potrzebne jest dłuższe wyjaśnienie. Wimbledon to dzielnica południowego Londynu kojarzona na całym świecie ze słynnym turniejem tenisowym na trawiastych kortach. Taką nazwę przyjął też klub piłkarski założony w 1889 roku. Zapisał się w historii angielskiego futbolu w sposób szczególny. Przez wiele lat tworzyła go zgraja boiskowych zabijaków zwanych „Szalonym Gangiem”. Częściej trafiali w nogi rywali, niż w piłkę.

Dowodził nimi niejaki Vinnie Jones, największy piłkarski „przecinak”, a później aktor, który wsławił się w jednym z meczów obejrzeniem żółtą kartkę już w trzeciej… sekundzie!

Mimo siermiężnego stylu gry w 1988 roku „Szalony Gang” zdołał ograć w finale Pucharu Anglii słynny Liverpool 1:0, co było jego największym sukcesem. Ale później przyszły chude lata po spadku z ekstraklasy. Klub popadł w problemy finansowe. W 2003 roku nowy właściciel, milioner Pete Winkelman, postanowił przenieść go z Londynu do środkowej Anglii. Na nic zdały się protesty wiernych sympatyków. Wimbledon FC stał się Milton Keynes Dons.

Kibice klubu jednak się nie poddali. Założyli nowy – AFC Wimbledon. A ten, krok po kroku, zaczął się piąć w hierarchii angielskiego futbolu. W lecie uzyskał awans do trzeciej ligi. W niej nowy Wimbledon trafił na stary Wimbledon, czyli obecnie MK Dons. Właśnie w sobotę doszło do ich pierwszego ligowego starcia.

Obie drużyny spotkały się wcześniej już trzykrotnie w rozgrywkach pucharowych. Przed dwoma laty AFC Wimbledon odniósł pierwsze zwycięstwo nad szczególnym rywalem i to na jego stadionie. Pokonał go 3:2, jednak w niezbyt prestiżowych rozgrywkach Johnstone's Paint Trophy organizowanych dla drużyn z niższych lig.

Mimo sobotniej porażki Wimbledon zajmuje miejsce w środku tabeli z szansami na awans i pokazuje plecy MK Dons plasującemu się nad strefą spadkową.

Dlaczego mecz między tymi drużynami był dla mnie tak ważny? Bo stanowi dowód, że w piłce nie ma rzeczy niemożliwych. Dzięki PRAWDZIWYM KIBICOM klub zdołał się odrodzić i rywalizuje z tym, który go unicestwił. Bez względu na wynik sobotniego spotkania i tak odniósł już gigantyczne zwycięstwo.

Ciągle słyszę, że ktoś jest sympatykiem Realu, a inny nie potrafi żyć bez Barcelony. Ja wolę co tydzień sprawdzać wyniki AFC Wimbledon. To moje skrzywienie, którym chciałbym zarazić innych. Kibicujcie Wimbledonowi, bo warto!

▬ ▬ ● ▬