A refleksji zero

Fot. Trafnie.eu

W subiektywnym podsumowaniu kończącego się tygodnia, pierwszego w Nowym Roku, o tych, którzy kompletnie nie wyciągają wniosków z lat poprzednich.

Jak to bywa w styczniu, czyli w zimowym oknie transferowym, w nagłówkach rodzimych mediów często można wyczuć wyraźne podniecenie. Jak choćby w tym, bo przecież wykrzykniku nie użyto przypadkowo (za: przegladsportowy.onet.pl):

„Polak zagra w Hiszpanii! Zmierzy się z Barceloną i Realem Madryt”

Oto szczegóły:

„Kamil Piątkowski został piłkarzem Granady. Obrońca RB Salzburg przeszedł do hiszpańskiego klubu na zasadzie wypożyczenia z Red Bulla Salzburg”.

W Austrii za ciekawie nie było:

„Z różnych względów, m.in. z powodu kontuzji, Piątkowski głównie przyglądał się meczom z boku. Chociaż na przełomie listopada i grudnia jego sytuacja drgnęła na lepsze – Piątkowski zagrał w dwóch meczach Ligi Mistrzów, z Realem Sociedad i Benficą Lizbona. W lidze także zaliczył dwa występy po 90 minut i oba te spotkania Salzburg wygrał bez straty gola (po 1:0 z Wolfsbergerem i Rapidem Wiedeń)”.

I jeszcze puenta do tekstu:

„Jeśli chodzi o siłę ligi, obrońca robi zdecydowanie krok do przodu, bo trafia do ligi hiszpańskiej. Czeka go jednak walka o utrzymanie”.

Nie! Czeka go walka o awans. Awans do drużyny, w której ma grać. Zawsze, gdy rodzimi redaktorzy podniecają się podobnymi transferami swoich rodaków, powtarzam – na razie jest w kadrze nowego klubu, a czy zagra, to się dopiero okaże. Napisałem to pierwszy raz równo przed dziesięcioma laty, gdy Bartosz Salamon przechodził do Milanu. Niestety się sprawdziło…

Lata mijają, a ta prosta prawda niestety jest za trudna do pojęcia, bo psuje wydźwięk transferowych „niusów”, które z reguły dobrze się klikają. Ja jednak nie muszę płynąć z prądem, więc kolejny raz przypomnę, że piłkarzy kupuje się do klubów, nie drużyn. Do meczowej kadry, a potem do podstawowej jedenastki trzeba się dopiero przebić. Dlatego Piątkowskiego czeka teraz walka o awans do niej. Oby pomyślna, choć biorąc pod uwagę, że idzie do silniejszej ligi, a w słabszej prawie nie grał, można mieć co do tego wątpliwości.

Teraz o człowieku, który nie ma żadnych wątpliwości, że ma rację, praktycznie zawsze. Nazywa się Zbigniew Boniek, jest wiceprezydentem UEFA i właśnie postanowił się przywitać z Nowym Rokiem w typowy dla siebie sposób. Tym razem wdał się w internetową pyskówkę z Jarosławem Królewskim, prezesem i współwłaścicielem Wisły Kraków. „Trzyma kciuku” i „życzy awansu” jego drużynie, ale… (za: X):

„Tylko musisz trochę lepiej pedałować na tym rowerze, bo na razie to Ci ciągle łańcuch spada”.

Królewski to dla mnie podobna półka co jego adwersarz, a to dlatego, że nie posiada w nadmiarze czegoś, co cenię, czyli pokory. Jednak w porównaniu z nim jest naprawdę skromnym chłopakiem. Postanowił się odciąć Bońkowi, przypominając między innymi jego „wybitne” osiągnięcia trenerskie w Serie A.

Zupełnie bez sensu! Powinien przypomnieć co innego. Jeśli ktoś wypomina komuś złe prowadzenie klubu, warto przypomnieć co sam robił w podobnej roli. Otóż pan Boniek, jako współwłaściciel Widzewa Łódź, NIC NIE WIEDZIAŁ, że w jego klubie handlowano meczami (!), za co Widzew został później ukarany. Sam przecież przyznał w wywiadzie dla „Polska - The Times”:

„Widzew był ofiarą korupcji. A Boniek nie tylko o korupcji nic nie wiedział, ale był przeciw”.

Brawo! Wojciech Sz., główny oskarżony i skazany w procesie korupcyjnym związanym z Widzewem, tak zeznawał w sądzie (za: pilkarskamafia.blogspot.com):

„Pamiętam, że przed sezonem 2004/2005 zadzwonił do mnie Zbigniew Boniek. Zaproponował mi spotkanie, spotkaliśmy się w jakiejś restauracji w Warszawie. W czasie tej rozmowy Boniek zaproponował mi wejście jako sponsora i prowadzenie Widzewa Łódź”.

Efekt był taki, że:

„Po rozmowie z żoną i z powodu tego, że propozycję złożył mi sam Boniek postanowiłem zainwestować w Widzew Łódź. Zostałem członkiem zarządu i wiceprezesem do spraw sportowych stowarzyszenia Widzew Łódź”.

Interesujący przypadek, że współwłaściciel nic nie wiedział, co robi w klubie wiceprezes, którego sam do tego klubu sprowadził! Czyli, pozostając przy porównaniu z rowerem, jeśli Królewski kierując klubem za wolno pedałuje, to Boniek, kierując kiedyś innym, nawet nie zauważył, że mu ten rower przehandlowano...

▬ ▬ ● ▬