Biznes musi się kręcić

Fot. Trafnie.eu

To był burzliwy tydzień dla dwóch sławnych Portugalczyków. Obaj mają problemy. I obaj muszą się nauczyć z nimi żyć. Alternatywy raczej nie mają.  

Cristiano Ronaldo nie przestaje być głównym bohaterem mediów. I to nie tylko tych zajmujących się sportem. W sobotę wybiegł w podstawowym składzie w meczu Juventusu z Udinese w Serie A. Zdobył bramkę, co dobrze świadczy o jego odporności psychicznej. A ta jeszcze na długo bardzo mu się przyda.

Od lat żyje pod wielką presję. Zresztą sam ją stwarza swoim rozbudowanym do granic obłędu narcyzmem. Teraz musi sprostać jeszcze większej, od której nie ucieknie także poza boiskiem. Aż do rozstrzygnięcia sprawy o podejrzenie gwałtu. Później zresztą też.

Na razie trzeba zadbać o lekko zachwiane interesy. Juventus wspiera Ronaldo jak może, bo zawirowania wokół niego sprawiły, że tylko w piątek akcje kluby spadły na giełdzie aż o dziesięć procent. Trzeba jednak przyznać, że i tak jeszcze nie jest źle. Dzięki zakupowi Portugalczyka, akcje klubu wzrosły latem o ponad sto dwadzieścia procent (!!!), dzięki czemu wartość Juve osiągnęła rekordowy poziom 1,35 miliarda euro.

Sam Ronaldo, czy raczej pomagający mu w interesach ludzie, zdecydowali o zamieszczeniu całokolumnowego ogłoszenia z gołym torsem CR7 w jednym z największych włoskich dzienników, co kosztuje majątek. Ale jeszcze większy majątek może stracić, gdy nie zadba o wizerunek i promowane przez niego wyroby będą się gorzej sprzedawały.
A na dodatek firma Nike uważnie przygląda się sytuacji, by ewentualnie podjąć odpowiednie kroki dotyczące kontraktu reklamowego, jaki podpisała z portugalskim gwiazdorem. Chodzi o miliony euro. Grube miliony.

Rodak Ronaldo, Jose Mourinho, sam potrafi zadbać o swoje interesy. W ostatnich dniach po raz kolejny udowodnił, że należy do największych specjalistów w wojnie na słowa. Na pewno pomogło w tym zwycięstwo w sobotnim meczu jego Manchesteru United z Newcastle United. Choć po dziesięciu minutach przegrywał 0:2, w ostatniej minucie zdołał zdobyć zwycięską bramkę.  

W angielskich mediach pojawiła się przed tym meczem informacja, że Portugalczyk zostanie zwolniony bez względu na jego wynik. Ale równocześnie pojawiło się oświadczenie klubu, że o żadnym zwolnieniu nie może być mowy.

Na konferencji prasowej po meczu Mourinho mógł się odgryźć. Zapytany, co powiedział zawodnikom w przerwie, odpowiedział, że przecież dziennikarze wszystko świetnie wiedzą, więc wystarczy, że wykonają kilka telefonów i poznają odpowiedź na pytanie. I jeszcze dorzucił zaczepnie:

„Mam pięćdziesiąt pięć lat i po raz pierwszy widzę polowanie na ludzi w futbolu. Jeśli w Londynie pada deszcz, to moja wina. Złe warunki Brexitu – też moja wona...”

Kolejna wojna na słowa z pewnością wkrótce.

         ▬ ▬ ● ▬