Bolesna lekcja pokory

W poniedziałkowy wieczór Barcelona przegrała 0:1 na Camp Nou z broniącym się przed spadkiem Cadizem. Ciekawsze było to, co (nie)działo się na trybunach.

Część kibiców miejscowego klubu zorganizowała bowiem protest i nie pojawiła się na trybunach. Przypominało mi to dąsy rozkapryszonych bachorów nie mogących znieść faktu, że inne dzieciaki dostały zabawki, które im się podobają. Nawet nie dostały, ale mocno o nie zawalczyły wytężając umysły. Niestety dla tych, przyzwyczajonych przez lata do otrzymywania wszystkiego na talerzu, to nie do pojęcia i zaakceptowania. Stąd rozpoczął się płaczliwy protest.

Rzecz dotyczy ćwierćfinałowego rewanżowego meczu w Lidze Europy pomiędzy Barceloną i Eintrachtem Frankfurt. Pierwszy, w Niemczech, zakończył się remisem 1:1. W drugim Eintracht wygrał na wyjeździe 3:2. Ten wynik może być trochę mylący i sugerować, że w rewanżu też było blisko remisu, czyli w konsekwencji (gdy bramki na wyjeździe nie liczą się już podwójnie) dogrywki. Nic podobnego. W 90. minucie goście prowadzili na Camp Nou 3:0 i dopiero w doliczonym czasie gry dali sobie wbić dwa gole. Ten drugi w jego 11. minucie!

Mimo tej porażki Barcelony nie zmieniam niedawno wyrażonego zdania, że spisuje się w tym sezonie lepiej niż oczekiwałem. Biorąc pod uwagę klubowe turbulencje (ponad miliard długu, odejście największych gwiazd z Messim na czele) jej wyniki i tak oceniam pozytywnie, choć czytając różne komentarze zdaję sobie sprawę, że pozostaję raczej w mniejszości.

Nie wynikami drużyny postanowiłem się jednak tym razem zająć, chyba że wynikami frekwencyjnymi na trybunach. Po wspomnianym meczu z Eintrachtem rozpętała się w miejscowych mediach niezła afera, która szczerze mnie rozbawiła. Już po porażce i odpadnięciu drużyny z rozgrywek ktoś zauważył, że jej mecz na Camp Nou obserwowało aż 30 tysięcy kibiców z Niemiec!

Jak do tego doszło, skoro pula biletów dla kibiców przyjezdnej drużyny jest zawsze ściśle określona i na pewno znacznie mniejsza? Otóż od lat FC Barcelona udostępnia sporą ich część turystom. Wizyta na meczu na Camp Nou ma z założenia stanowić dodatkową atrakcję dla tych, którzy zdecydowali się przyjechać do Barcelony.

Kibice Eintrachtu szybko wykorzystali tę możliwość zakupując niemal wszystkie przeznaczone dla turystów bilety na wspomniany mecz. W ten sposób ich piłkarze mogli liczyć na znacznie mocniejsze wsparcie niż na innych wyjazdowych spotkaniach.

Dlatego więc… (za: onet.pl):

„...ostro postanowili zareagować kibice FC Barcelona z »Grada d’animació«, zorganizowanej grupy odpowiadającej za doping na stadionie. Opublikowali pismo, w którym informują o swoim oburzeniu i kolejnych krokach. Na spotkaniu z Cadiz się nie pojawią, a dopingu dla Barcelony prawdopodobnie nie będzie. (...)

»W miniony czwartek przeżyliśmy dzień, który na zawsze zostanie naznaczony największą hańbą, jaka wydarzyła się w naszym domu z udziałem zagranicznych gości. Jako kibice i członkowie FC Barcelona doświadczyliśmy na boisku wielu zwycięstw i porażek, ale teraz doznaliśmy społecznego upokorzenia, którego nigdy nie będziemy mogli zapomnieć« - napisali niezadowoleni kibice”.

Reakcja zabawna czy, dla mnie, wręcz komiczna. By zrozumieć dlaczego, najpierw przypomnę co pisałem o sympatykach Barcelony już pięć lat temu:

„Były kapitan drużyny Carles Puyol powiedział kiedyś, że Barcelona ma wspaniałych kibiców, tylko trzeba ich najpierw rozgrzać. To ja dziękuję za takich. Określenie »oglądacze meczów« zdecydowanie pasuje lepiej”.

Taka „ostra” reakcja sympatyków Barcelony po meczu z Eintrachtem wydaje się dziwna, skoro polityka klubu polegająca na udostępnianiu części biletów turystom, jest praktykowana od dawna. Pojemność stadiony wynosi aż 98 772 miejsca, więc jest dostatecznie duża, by zarabiać także na turystach. Jeśli ktoś przedstawi mi logiczne argumenty przeciw takiej polityce, chętnie posłucham. Tym bardziej, że dane dowodzą niezbicie, że po pełnym otwarciu stadionów po okresie pandemii koronawirusa frekwencja w Primera Division wyraźnie spadła. Informacje z listopada ubiegłego roku nie pozostawiają co do tego wątpliwości (za: fcbarca.com):

„Barcelona zanotowała spadek z 75,8% do 57,4% i to w momencie, gdy odbyło się już El Clásico na Camp Nou. Najbardziej oblegany mecz w sezonie zapełnił tylko 87% miejsc na stadionie”.

Poza tym na meczu z Eintrachtem było dokładnie 79 468 widzów, więc tych miejscowych jeszcze dostatecznie dużo, prawie 50 tysięcy, by swym dopingiem efektywnie konkurować z kibicami gości. Musieliby jednak być przyzwyczajeni do prawdziwego wspierania swojej drużyny, do zdzierania gardeł w najtrudniejszych chwilach, a nie tylko klaskania po kolejnych golach, z czym od lat mi się niestety kojarzą.

Dam im dobrą radę - zamiast napuszonych protestów może lepiej wyciągnąć wnioski z bolesnej lekcji udzielonej przez prawdziwych kibiców Eintrachtu na Camp Nou? Lekcji, jak powinien wyglądać doping na trybunach. Bo choć Barcelona ma w gablotach niemal wszystkie możliwe do zdobycia piłkarskie trofea, to chyba nie tylko w moim kibicowskim rankingu jest na szarym końcu.

▬ ▬ ● ▬