Bolesne porównanie

Fot. Trafnie.eu

W Portugalii trwa faza finałowa najwyższej dywizji Ligi Narodów. Wielkiego podniecenia w mediach związanego z tymi rozgrywkami nie wyczuwam.

Na razie mamy za sobą dwa półfinały. W pierwszym gospodarze pokonali Szwajcarię 3:1, w drugim Holandia po dogrywce ograła Anglię również 3:1. Teoretycznie to najważniejsze mecze nowych rozgrywek, oczywiście włącznie ze ścisłym finałem zaplanowanym na niedzielę. Jeśli jednak trener jednej z drużyn zastanawia się, czy wysłać do boju wszystkich najlepszych zawodników, coś jest nie tak.

Nawet łatwo wskazać co. Otóż Liga Narodów ważna jest tylko w teorii, więc szkoleniowiec Anglików Gareth Sothgate nie widział powodu, by z Holendrami w podstawowym składzie wyszli zmęczeni sezonem zawodnicy niedawno występujący jeszcze w finale Ligi Mistrzów. Choć paradoksalnie takich problemów nie miał trener przeciwnej drużyny Ronald Koeman, dlatego od pierwszej minuty wystąpili holenderscy piłkarze Liverpoolu - Virgil van Dijk czy Georginio Wijnaldum.

Trudno wymagać ode mnie, bym poważnie traktował imprezę, której poważnie nie traktują sami uczestnicy. Nie ma to jednak większego znaczenia. Najważniejsze, że prawa do jej pokazywania kupiły różne telewizje. Bo piłka w telewizji to pieniądze. W tym wypadku spore, więc oczywiście Liga Narodów uznana zostanie za wielki sukces. Bez względu kto i w jakim stylu ją wygra, choć w mediach jest traktowana, delikatnie mówiąc, z pewną rezerwą, a nie podnieceniem towarzyszącym zawsze najważniejszym wydarzeniom.

Mnie jednak zastanawia co innego. Patrząc na pierwszy półfinał od razu pomyślałem o reprezentacji Polski. Przecież obie drużyny w nim występujące były kolejnymi przeciwnikami orłów, wtedy jeszcze, Adama Nawałki w fazie pucharowej mistrzostw Europy w 2016 roku.

Oba mecze zakończyły się remisami 1:1, a o awansie decydowały karne. Najpierw Polacy odprawili w 1/8 finału Szwajcarów, potem ich odprawili w ćwierćfinale Portugalczycy, późniejsi mistrzowie Europy.

Pamiętam, że niektórych wtedy poniosło, że gdyby nie pechowe odpadnięcie z Portugalię, to ho, ho… Walijczyków ogralibyśmy w półfinale na pewno, choć nadal się zastanawiam, niby dlaczego? Czyli, bez wdawania się w głębszą analizę, mistrzostwo Europy było na wyciągnięcie ręki.

Minęły trzy lata i co? No, życie bezwzględnie obnażyło wszelkie majaczenia o wielkości, boleśnie pokazało jak mizerny niestety jest potencjał polskiej piłki. I z pewnością podobnie będzie w przewidywanej przyszłości, skoro rozgrywane w ojczyźnie mistrzostwa świata do lat dwudziestu wielkim optymizmem nie napawają.

O tym, że Portugalia jest ciągle dla nas ekipą z innej piłkarskiej planety udowodniły już mecze grupowe w Lidze Narodów na jesieni, choć nie wystąpił w nich Cristiano Ronaldo. I mimo że jeden zakończył się remisem.

Bolesne jest niestety porównanie ze Szwajcarią. Przecież nigdy nie był to europejski mocarz, jednak w okresie od EURO 2016 potrafili utrzymać wysoki poziom. Znacznie lepiej od naszych radzili sobie w finałach mistrzostw świata w Rosji, ale jeszcze lepiej w fazie grupowej Ligi Narodów. Ich ostatni mecz z Belgią był doprawdy porywający, a zwycięstwo 5:2 dało awans do fazy finałowej rozgrywanej obecnie w Portugalii.

Gdy piłkarze Adama Nawałki wracali przed trzema laty z Francji, witano ich nawet nie jak mistrzów Europy, ale mistrzów świata. Pozwoliłem sobie nie podzielać wtedy panującej euforii i zwrócić uwagę na mankamenty w grze drużyny, co było wręcz aktem odwagi. Po raz kolejny okazało się, że mistrzem w teorii można zostać bardzo szybko, ale później równie szybko życie takiego mistrz brutalnie zweryfikuje.

▬ ▬ ● ▬