Chroń się sam!

Fot. Trafnie.eu

We wtorek startuje nowa edycja Ligi Mistrzów. Po raz pierwszy tak późno i po raz pierwszy najmniej zastanawiam się nad tym, co teoretycznie najważniejsze.

Zawsze mniej więcej w połowie września mogłem zastosować metodę „kopiuj – wklej” przy pisaniu kolejnego tekstu przed kolejnym początkiem sezonu Ligi Mistrzów. Ten rok jednak jest wyjątkowy. Niewidzialny wróg, czyli pandemia koronawirusa, wszystko wywrócił do góry nogami. Dlatego najbardziej prestiżowe rozgrywki piłkarskie na świecie zaczynają się z miesięcznym poślizgiem. Ale na pewno nie zakończą się też z miesięcznym poślizgiem, więc od razu pojawia się pierwsze pytanie - kto lepiej wytrzyma zdecydowanie bardziej intensywny sezon?

Bo przecież intensywność meczów będzie znacznie większa niż normalnie, choć i tak normalna nie była. Z każdym rokiem jest coraz większa biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, w których udział biorą najlepsze drużyny i ich zawodnicy.

Dla mnie jednak najważniejszą kwestią pozostaje niezmiennie – czy nową edycję Ligi Mistrzów uda się dokończyć? Nauczony doświadczeniami ostatnich miesięcy uważam, że tak. Nawet zdecydowanie tak! UEFA wykorzysta wszystkie środki i możliwości, by rozgrywki zakończyły się zgodnie z planem. Nawet jeśli ten plan trzeba będzie nieustannie modyfikować.

Dlatego nie jestem wcale pewny, czy finał odbędzie się w Stambule. Już raz został przeniesiony z tureckiej metropolii i nie można wykluczyć, że znów tak się stanie. W sytuacji ekstremalnej trzeba ponownie brać pod uwagę wariant rozegrania ostatniej fazy z zamknięciem drużyn w możliwie najbardziej sterylnej „bańce”, jak to było w tym roku z Lizbonie. Pytanie tylko, czy już od ćwierćfinałów, czy może dopiero od półfinałów? Dokończenie rozgrywek według normalnego kalendarza i schematu należałoby uznać za niewątpliwy sukces.

W to, że zostaną dokończone, nie wątpię z prostego powodu. UEFA nie może sobie pozwolić na inny scenariusz. Liga Mistrzów to liga napełniania jej budżetu. Musi zarobić na własne utrzymanie, płacąc też przy okazji klubom za udział w prestiżowych rozgrywkach. Kibiców na trybunach może nie być, byle były transmisje. Bo z praw telewizyjnych zarabia się najwięcej. Oto prawdziwe paliwo napędzające Ligę Mistrzów.

Dlatego transmisje będą, nawet gdyby miało ich być mniej. Mało kto już pamięta, że w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów doszło do precedensu. Mecze zostały rozstrzygnięte przyznaniem walkowerów, gdy drużyny ze względu na zakażenie koronawirusem swoich graczy, nie były w stanie rozegrać ich w wyznaczonych terminach. Taki los spotkał Slovana Bratysława i Dritę Gnjilane (rywalizowała potem z Legią Warszawa w kwalifikacjach do Ligi Europejskiej, do której została zesłana po wyrzuceniu z Ligi Mistrzów).

Dlatego jedno z najbardziej intrygujących mnie pytań brzmi – czy jakiś mecz w fazie grupowej też zakończy się przyznaniem walkowera? UEFA interesuje wyłącznie, czy dana drużyna jest w stanie rozegrać mecz w wyznaczonym terminie. Żadnego przekładania nie będzie, bo terminarz jest zbyt napięty i nowych terminów nie ma. Jeśli ktoś zarazi się hurtowo koronawirusem, jego problem. Nieważne, czy z własnej winy, czy na przykład przez jakiegoś z rywali nie przestrzegających obostrzeń. Zasada jest prosta – chroń się sam! Najważniejsze, żebyś był gotowy do gry.

Z tych wszystkich powodów typowanie faworytów do zdobycia Pucharu Mistrzów byłoby w tej chwili nieroztropne. No bo jak przewidzieć kto dotrwa do końca sezonu w miarę najmniej osłabiony przez podstępną chorobę? Jedno jest pewne – kto dotrwa, zarobi mnóstwo pieniędzy, jak w ubiegłych latach.

▬ ▬ ● ▬